I co pan wtedy czuł?

Przetłumaczyłem „Patrz mi w oczy” dlatego, że to świetna książka. Ale – oczywiście – przede wszystkim dlatego, że to świetna książka o autyzmie. Skoro już tak się złożyło, że jako tako posługuję się słowem pisanym, doszedłem do wniosku, że chociaż tyle mogę zrobić dla Sprawy 🙂 Jeśli więc ktoś pod wpływem wspomnień Johna Eldera Robisona inaczej popatrzy na osoby ze spektrum autyzmu (i w ogóle jakichkolwiek „innych”), jeśli choć jedna osoba dzięki tej lekturze lepiej zrozumie kogoś ze swojego otoczenia, swojej rodziny, czy wręcz samego siebie – to warto było, to wygrałem.

Cóż, jeśli powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Książce przyda się wsparcie w mediach, ale wywiad z tłumaczem to nudy, każdy dziennikarz wam to powie. Musi być jakiś pierwiastek ludzki, jakieś story… Oczywiście, jest. Moje własne. Nasze. Dlatego mówiąc o „Patrz mi w oczy” zdecydowałem się opowiedzieć trochę o swoim synu, o naszej rodzinie. Nam to nie zaszkodzi, a komuś może pomóc – z takiego wychodzę założenia.

Jeśli więc kogoś to interesuje, tu znajduje się zapis obszernej rozmowy w Trójce – oprócz mnie o swoich doświadczeniach ze spektrum autyzmu opowiadały terapeutka RDI Maria Jędral i Ilona Rzemieniuk ze Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Z Ukrytymi Niepełnosprawnościami im. Hansa Aspergera Nie-Grzeczne Dzieci.

W Onecie – konkretnie tutaj – znajdziecie natomiast wywiad ze mną. Mniej o książce, bardziej o tym, czym jest autyzm i jak wygląda nasze z nim życie. Ale uwaga, to doświadczenia rodzica, nie rozprawa naukowa. Jeśli ktoś szuka wiedzy fachowej, albo diagnozy, proszę się udać do instytucji, które się tym zajmują, jak Effatha w Krakowie, czy Synapsis w Warszawie.

I jeszcze, dla przypomnienia – „Patrz mi w oczy” można zamówić tutaj. Warto 🙂

Prawda ledwie muśnięta

Kolega dziennikarz zapytał mnie niedawno, czy z serial „Touch” może dawać jakieś pojęcie o autyzmie. Nabyłem więc pierwszy sezon, obejrzałem i odpowiadam: nie może.

touch-2012

Głównym bohaterem serialu jest autystyczny jedenastolatek Jake, który nie mówi, nie znosi jak się go dotyka, ma mimikę pokerzysty, ale za to dostrzega niewidzialne połączenia pomiędzy ludźmi i wydarzeniami, i potrafi je zapisać za pomocą cyfr. Właściwie to jest mądrzejszy od wszystkich wokół, bo potrafi nie tylko odczytać z powietrza przyszłe losy ludzi, których nigdy nie spotkał, ale w dodatku, z pomocą wiecznie zdziwionego tatusia (Kiefer Sutherland jadący przez cały sezon na dwóch minach, ratunku!), umie je modyfikować, naprawiając krzywdy, osuszając łzy i czyniąc dobro. Żaden więc autyzm – raczej science-fiction z moralizatorskim smrodkiem. Jeśli ktoś sądzi, że spodoba mu się połączenie „Lost” (podobnie bełkotliwa, choć frapująco zrealizowana mieszanka teorii spiskowych i pseudonauki) z „Dotykiem anioła” albo „Autostradą do nieba”, to zapraszam.

Z jednej strony fajnie, że takie produkcje powstają, bo zwracają uwagę na problem autyzmu, ale z drugiej strony, wykorzystując nikłą świadomość istoty problemu, produkują na jego temat jakieś koszmarne mity. Że w sumie to fajny ten autyzm, bo co prawda dzieciak nie mówi (no i dobrze, nie zadaje głupich pytań, nie hałasuje, jak chcemy poczytać gazetę), ale za to kiedy jego rozbrykani rówieśnicy pocić się będą na maturze, on będzie zgarniał Nobla za napisanie oprogramowania do stacji kosmicznej bez użycia komputera.

Patrz mi w oczy

550 dni temu pożegnałem się z blogiem i jego przemiłymi (zazwyczaj) czytelnikami, ale oto przyszedł czas na reaktywację. Okazja ku temu jest nielicha – polska premiera książki „Patrz mi w oczy” Johna Eldera Robisona, którą miałem przyjemność przetłumaczyć. I nie dlatego publikację tę polecam, że ją przełożyłem na polski, ale dlatego ją tłumaczyłem, że jest taka fajna. Przy okazji dziękuję Grzegorzowi, szefowi wydawnictwa Linia, za zaufanie.

PMWO

Z Johnem i jego autobiografią zetknąłem się przypadkiem. Albo jak kto woli: byliśmy sobie przeznaczeni. Rok temu kupiłem sobie iPada i postanowiłem sprawdzić, czy to naprawdę nadaje się do czytania książek. Wpisałem w wyszukiwarkę „Zespół Aspergera” – i wśród propozycji pojawiły się wspomnienia Amerykanina, który robił gitary dla KISS i jakoweś sceniczne ustrojstwa dla Pink Floyd! Wystarczyło, by przyciągnąć moją uwagę… Ściągnąłem i przeczytałem z zapartym tchem, potem zrobiłem z autorem wywiad do „Polityki”, ale wciąż czułem, że to mało, że mógłbym zrobić coś więcej. Wysłałem więc maila do jego agenta, który natychmiast odpowiedział, że owszem, jest pewne wydawnictwo z Polski, które interesuje się książką… Finał tej historii jest już, Mili Państwo, do nabycia w dobrych księgarniach, a także bezpośrednio na stronie Linii. BTW, w serii wydawniczej Biała Plama znajdziecie tam kilka innych, ciekawych pozycji – m.in. świetne „Wszystkie koty mają zespół Aspergera”.

Czytałem wiele publikacji o autyzmie i zespole Aspergera, i – wybaczcie szczerość – zwykle się nudziłem. Bo większość dostępnych w języku polskim książek to albo suche, naukowe dywagacje, albo drugi biegun – przerysowane wyciskacze łez. Opowieść Johna jest inna. To ostra, rockandrollowa jazda, niespodziewanie pełna humoru, spisana soczystym, prawdziwym językiem. Wspomnienia faceta, który nie prosi o litość, ale wali pięścią w stół, domagając się szacunku dla swojej odmienności. Uwielbiam.
No i wreszcie, to naprawdę niezła przygoda, zwiedzić głowę faceta, który wymyślił ten instrument:

PS. Po roku wiem na pewno, że iPad to fajne narzędzie do zabijania zombie, ale książek na papierze NIC nie przebije!