Nie lubię się bać, więc zamiast oglądać opolskie afterparty, wymknąłem się do kina, na późnowieczorny seans „It”. Marudziłem na ten film zanim go zrobili, więc OK, wypada publicznie zrobić krok w tył. No, może pół kroku, bo:
– im (niby) straszniej tym gorzej, a klaun to w ogóle z jakiegoś nieudanego klipu Mansona,
– tajemnica za szybko przestaje być tajemnicą, mniej w tym klimatu, więcej gry komputerowej, w której odhacza się kolejne zadania,
ale za to:
– najstraszniejsze na świecie jest dojrzewanie, dzięki za przypomnienie,
– więc te fragmenty w których horror ustępuje miejsca klasycznemu coming-of-age wspaniałe,
– popkulturowe odwołania, takie jak New Kids On The Block, Anthrax (który zaczyna grać w soundtracku dokładnie wtedy, kiedy obwieś w t-shircie Anthrax obrywa kamulcem w łeb) czy „Koszmar z Ulicy Wiązów 5” w kinie – cudowne,
– złoty medal należy się za casting. Bill, Ritchie i szczególnie Ben znakomici, a Bev jest dokładnie taką dziewczyną w jakiej kochają się wszyscy 15-letni chłopcy.
No więc dobrze, nakręcenie tego filmu nie było głupim pomysłem. Ale ten klimat, te dekoracje, ścieżka dźwiękowa, nawet światło każą mi wątpić, czy „It 2017” spodoba się komukolwiek oprócz czterdziestoletnich chłopców.