Wizja kontra logika

Doktor Parnassus opowiada w filmie pewną historię. Piękna jest, ale trochę nieskładna. W dodatku ciągle ktoś lub coś mu przeszkadza i Parnassus swojej opowieści nie kończy… Podobnie jest z filmami Terry’ego Gilliama. Zwykle oszałamiają rozmachem, imponują odwagą, zachwycają scenografią i zdjęciami, ale mniej lub bardziej kuleją na poziomie narracji (no, może z wyjątkiem „Fisher Kinga” i „Brazil”, chociaż i te scenariusze dałoby się przyciąć). Nie żebym narzekał. Kocham oglądać Gilliama, szczególnie w kinie. Na „Parnassusie” siedziałem w drugim rzędzie i z wywieszonym ozorem nurkowałem w te wszystkie kolorowe fajerwerki… Nie zdradzę też wiele, jeśli napiszę, że pomysł na połączenie Ledgera, który zmarł przed ukończeniem filmu, z Deppem, Lawem i Farrellem znakomity, a jego wykonanie – mistrzowskie! Do tego pyszny Tom Waits, który awansował do roli samego Diabła (w „Drakuli” był jeno jego marnym sługą) i nieźle się nią bawi.
Szkoda tylko, że do pełni szczęścia zabrakło „Parnassusowi” wewnętrznej spójności. Można odnieść wrażenie, że wszyscy świetnie się przy kręceniu tego filmu bawili, a kiedy Gilliam wreszcie spojrzał na zegarek i do sakiewki, okazało się, że na odkręcenie tego, co zakręcił, nie ma już czasu, ani pieniędzy. Ostatni kwadrans jest więc gonitwą na skróty i więcej gmatwa niż wyjaśnia, choć prowadzi do jednoznacznego finału. Może nawet zbyt jednoznacznego?
I jeszcze ten polski podtytuł: „Człowiek, który oszukał diabła”. Oszukał? Naprawdę? Przecież Parnassus jest zbyt dupowaty i bezradny, by oszukać tak wytrawnego przeciwnika i raczej dostaje od Diabła prezent… Ale sza! Nic więcej nie powiem. Idźcie do kina.

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Hucznie obchodziliśmy dzisiaj urodziny Elvisa Presleya, kompletnie nie pamiętając o urodzinach Davida Bowiego (to już 63 lata!). Czy dlatego, że Presley był taki wybitny, a Bowie jest taki mierny? Nie, bynajmniej nie dlatego. Przewaga Presleya nad Bowiem polega na tym, że ten pierwszy od dawna nie żyje, a ten drugi owszem. Świętowaliśmy urodziny mitu, półboga, popkulturowego herosa, zapominając o człowieku z krwi i kości.
Panie Davidzie, z serca życzę, by jak najdłużej o Pana urodzinach nie pamiętano…

9 thoughts on “Wizja kontra logika

  1. raczej to Elvis puścił rogatego kantem, dlatego jest na świeczniku od dawna. Teoria spiskowa ponadto głosi, że Elvis żyje i w tym miejscu nasuwa się możliwość artystycznej parafrazy legendy o niejakim szlachciurze Twardowskim.

  2. Po co mi powaga u Monthy Pythona, po co mi po co mi logika u Terry’ego Gilliama ?
    Od razu widać że kolega przeciwnik narkotyków…;)

  3. Elvis co najwyżej śmierć oszukał, diabeł wydaje się że jest jeden level wyżej 🙂 Tak, czy siak to ciekawe, że muzyka będąc w swej naturze nieśmiertelna potrafi przedłużyć życie, tych którzy związali się z nią naprawdę blisko. A więc Davidzie -zdrowie !

  4. Gdy moja koleżanka poszła na Parnassusa, wróciwszy powiedziała, że ludzie w trakcie wychodzili z kina. Nic dziwnego, nie strzelali, nie tłukli się po mordach, nie mówili „kurwa” co drugie słowo – dziwny jakiś film. (Aczkolwiek Terry zawsze robił takowe – widziałeś „Tideland”? Jeff Bridges – miodzio :))

    Za Davida wznoszę toast winem śliwkowym. To jest jednak zbyt wyrafinowany twórca dla szerokiej publiczności, z całym szacunkiem dla Elvisa.

  5. Celna recenzja i fajne kino! Dobrze się wczoraj bawiłem.

    @ Miss Noizz – właśnie się przymierzam do Tideland, tyle że czekam na moment w którym będę dość silny, bo film ponoć przygnębia. I znowu wycieczka w krainę fantazji.

    @ Co do Elvisa i teorii spiskowej, uważam, że powinni na urodziny Elvis’a puszczać w radiach masowo świetny numer Living Colour pt. „Elvis is dead”. O innym numerze – tym razem Public Enemy, w którym wspomina się o Elvisie nie będę mówił.

  6. Depp, Farrell, Waits i Ledger dali popis swoich umiejętności, ale film kuleje w kwestiach innych niż scenografia. Poza tym polskie tłumaczenia tytułów zagranicznych zwykle są kijowe.

Dodaj komentarz