Rage Against Christmas

I jak tu nie kochać internetu?! Młodzi ludzie z Wielkiej Brytanii znudzili się tym, że Simon Cowell posiadł monopol na świąteczny Numer Jeden i wzięli sprawę w swoje ręce. Rozpętali internetową kampanię, która miała na celu powstrzymanie niejakiego Joe McElderry’ego przed zadebiutowaniem na szczycie listy przebojów. Bój był zaciekły. Zwycięzca „The X-Factor”, czyli tego ichniego „Idola”, napędzany kosztującą fortunę i opartą o telewizję promocją, sprzedał w pierwszym tygodniu imponującą ilość 450 tysięcy singli ze złym coverem złej piosenki Miley Cyrus, ale… i tak poległ! Stary, ale jary numer Rage Against The Machine, którego przesłanie zawiera się w powtarzanej po stokroć mantrze „Pierdolcie się, nie będę robił tego, co mi każecie!”, znalazł w przedświątecznym tygodniu pół miliona nabywców!!! A przecież to żadne słodkie, podchoinkowe gęganie, ale niezły wypierd, w dodatku nagrany przed siedemnastu laty! Mało tego, singla „Killing in the Name” nie można było kupić na płycie, bo wytwórnia za późno skumała, że może się przyłączyć do akcji, więc Rage Against The Machine przy okazji ustanowili rekord – to najlepiej sprzedający się singel w wersji „download only” w historii brytyjskiej fonografii. I jeszcze zarobili, dość niespodziewanie, 65 tysięcy funtów, które od razu przeznaczyli na przytułki dla bezdomnych. Popatrzcie tylko, jaka seria fortunnych zdarzeń: za jednym zamachem przekonali się, że fani wciąż ich kochają, zagrali na nosie brytyjskiemu show-biznesowi i zrobili dobry uczynek.

Miałem napisać, że zazdroszczę Angolom i że fajnie byłoby, gdyby i u nas coś takiego udało się zrobić, ale uświadomiłem sobie, że to po prostu niemożliwe. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy opóźnieni cywilizacyjnie. Nie tylko sprzedaż muzyki online właściwie u nas nie istnieje, ale też singli nigdy nie nauczyliśmy się kupować, na jakimkolwiek nośniku, bo (niepotrzebne skreślić):
a) pirackie kasety i płyty były tańsze,
b) po co kupować, skoro można ściągnąć,
c) po co w ogóle kupować muzykę, wystarczy to, co leci w radiu.
Poza tym, nie mamy motywacji. Przeciw komu niby mielibyśmy się mobilizować, skoro w Polsce tzw. gwiazdy pop prawie w ogóle nie sprzedają płyt? Funkcjonują sobie w obiegu zamkniętym, gdzieś pomiędzy telewizją śniadaniową, playlistą niesłuchanego radia, newsem na „Pudelku” a weekendowym koncertem w korytarzu hipermarketu, zupełnie nie niepokojone przez ewentualnych fanów. Jak tu się przeciw nim buntować? Im trzeba współczuć.
Tu nie będzie rewolucji.

31 thoughts on “Rage Against Christmas

  1. Panie Jarku, fani nie są ewentualni, są prawdziwi, widziałem ich na własne oczy gdy jeden z hipermarketów sprzedawał płyty na wagę tych sezonowych wykonawców. Ludzie wrzucali CD na wagę, wyskakiwała naklejka z ceną np. 3,48zł, i wtedy do kasy! Było wielu chętnych. 🙂

  2. O, dobre!

    U nas to nie przejdzie, bo rynek singlowy nigdy nie istniał, są downloady itd, a przede wszystkim jeszcze wielu osobom nie widzi się płacenie za coś, co nie jest rzeczywistym przedmiotem.

    Bo wiadomo, płytę zawsze ma się na półce, jak się znudzi, to można choćby sprzedać. Z pobranym utworem już tak dobrze nie jest 😀 Raz, że nie ma on żadnej manifestacji poza obecnością na dysku twardym, dwa (jak już wspominałeś), bardzo popularne jest myślenie typu „czemu mam płacić za coś, co mogę mieć za darmo?”

    • > bardzo popularne jest myślenie typu
      > “czemu mam płacić za coś, co mogę
      > mieć za darmo?”

      Pytanie jest słuszne. U wielu ludzi budzi oburzenie, bo przecież ściągając pirackie nagrania odbieramy chleb od ust wykonawcom, prawda ? Otóż nie prawda, bo jak zespół zarabia 50gr od krążka sprzedanego za 50zł, to nie muzykom odbiera się chleb, tylko wytwórniom, a te nie wzbudzają powszechnej sympatii i słusznie..

      Ten model nie zachęca do płacenia, a jak widać czarno na białym, nie da się ludzi do tego *zmusić*. Wniosek jest więc prosty – jeśli nie można ich zmusić, to jedynym rozwiązaniem jest ich *przekonać*. Starczy radykalnie obniżyć ceny i przekazać większość dochodów ze sprzedaży zespołom. Jeśli do tego ułatwimy ludziom życie poprzez wygodne płatności, wyszukiwanie i natychmiastową dostępność kupionych nagrań, to będą kupować, prawda ?

      Tak mi się wydawało..

      • Nie zgodzę się. Moim zdaniem duża większość ma w głębokim poważaniu to, do kogo trafia kasa. Jak ktoś ma kupić płytę, to i tak ją kupi. Jak nie chce kupić, to osoba, do której trafiają te pieniądze, nie ma znaczenia.

        Niemniej, pamiętam wypowiedź Lipy na forum Vendetty, który mówił, że tantiemy za Illusion i Lipali, które dostaje od Zaiksu, są bardzo, ale to bardzo małe.

    • „Niemniej, pamiętam wypowiedź Lipy na forum Vendetty, który mówił, że tantiemy za Illusion i Lipali, które dostaje od Zaiksu, są bardzo, ale to bardzo małe.”

      Gdzieś ostatnio Muniek przyznał, iż za 25 tysięcy sprzedanych egzemplarzy płyty T.Love dostał 25 tysięcy złotych. Z tym, że każdy artysta co innego ma w kontrakcie, jak mniemam. Ale nawet jeśli każdy muzyk dostawałby 1zł za jedną sprzedaną płytę (swoją drogą super, że za coś swojego dostajesz 1/30) to sprzedając powiedzmy 5 tysięcy egzemplarzy dostaje nieco ponad jedną średnią krajową… Na nową gitarę nie starczy, perkusję tym bardziej, chyba tylko na mikrofon. Yeah! Za 2 lata pracy, pot i łzy może sobie kupić mikrofon! Albo tanie meble kuchenne. Albo 10 letniego Deawoo Lanosa. Nic tylko zostać muzykiem…

  3. Kupuję single i EPki, uważam że EP jako etap przejściowy między demówka a dużym albumem to była fantastyczna sprawa. Poznawało się nowe kapele często bardzo dobre, jednocześnie mając świadomość, że gdyby juz teraz zaraz wydały płytę to mogliby przynudzić, mółby powstać zalew słabych lub średnich albumów co się faktycznie potem stało, bo po co EP kiedy każdy może wypuścić album i nawet sam go sobie wydać.
    Rozumiem jednak, że mówimy o singlach typu „kawałek z płyty plus coś dorzucone na drugą stronę”, zwykle zapychacz, jakaś wersja demo albo remix. Takie rzeczy też kupuję, ale do listy powodów w tekście powyżej dopisałbym KONIECZNIE chore ceny mini-wydawnictw. Bywa przecież, że nie ma różnicy w kasie między kilkuminutowym singielkiem a pełna płytą, nawet standardowe 20 zł za singielek to wciąż kompletna paranoja. Pamiętam, że bardziej opłacało się nam z kumplami zrobić zrzutkowe zamówienie do niemieckiego Nuclear Blast i pokryć spory koszt przesyłki zagranicznej, niż kupować single u krajowych dystrybutorów. Bo u nas były po 30 zł a tam po 3 deutschmarki…

    • Sprawdziłem by nie być gołosłownym- chętnie kupiłbym singiel z nowej łyty My Dying Bride, jako nowość kosztuje on 5 funtów co nawet w prostym przeliczeniu wychodzi mniej niż 30 zł. Truizmem jest przypominanie gdzie ile się zarabia.
      Przy okazji zauważyłem, że poprzedni, stary już singiel MDB z poprzedniej płyty właśnie zszedł w Peaceville bo już kosztował 2 futy podczas gdy u nas do dziś w Mystic kosztuje… 34 zł, więcej niż płyta którą promował (ta za 30 zł). I jak? ktoś się dziwi, że na razie mam zassane na mp3?

      • No i to jest właśnie problem. Tak samo jest z EPkami. „The Art of War Vadera” kosztuje tyle, co pełnoprawna płyta… No bezsens, ale u nas chyba króluje filozofia „Tu płyta i tam płyta, czemu więc nie powinny kosztować tyle samo?”

      • Oczywiście, że mini powinno być tańsze, ale to przynajmniej jest EP czy też mCD – jak zwał tak zwał, wydawnictwo z premierowym materiałem tylko krótsze, a MDB które wymieniłem to typówka: jeden kawałek z płyty plus jeden odrzut z sesji i jakiś numer live, w czasach winylu nazywano by to maxisinglem.

  4. Gdy przeczytalem przedwczoraj, ze w przypadku zajecia 1 miejsca RATM obiecali darmowy koncert w UK, od razu zapukalem do drzwi wspollokatora, szast prast, pierwszy raz w zyciu swiadomie zaplacilismy za plik mp3. I co z tego, ze „Killing In the Name” obydwaj od lat mamy na zjechanych plytach, satyskafkcja jest, srodkowy palec w strone rzygotliwej papki z X Factor pokazany. Teraz czekamy na podanie daty tego koncertu. 🙂

  5. akcja w pytę. jestem za. tymczasem święta tuż tuż i teraz to jedyna okazja, bym wszedł w posiadanie kilku płyt. już lecą do mnie danava, ssaki i sam szatan raczy wiedzieć, co jeszcze.
    wydaje mi się, że będąc na wyspiarskim zasiłku dla bezrobotnych mógłbym sobie kupować regularnie płyty. u nas to niepojęte. póki zarobki, albo ceny płyt nie znormalnieją, to tu przecież nie może być tak, jak powinno.
    a co do tego, że akcje typu opisanej w notce, w polsce by się nie przyjęły… u nas cały czas trwa jedna akcja. bojkotu oryginalnych wydawnictw w obecnej cenie.

  6. Fajna akcja, i świetny numer wybrali :)takie pomysły sprawiają, że wciąż jeszcze wierzę w ludzi.
    U nas mogliby wybrać jakiś numer Kazika, jako ironiczny przyczynek do dyskusji 😉 ale nie wybiorą…

  7. Rynek singli w Polsce też nie był zbyt urozmaicony. Przez lata kupowaliśmy tandetne kasety dziwnych wytwórni (np Golf Music), także skłonić statystycznego Kowalskiego do kupienia singla, który zwykle nie zawiera więcej jak 3 – max 4 – dodatkowe nagrania – to już działanie niestety skazane na porażkę. Ale, są i tutaj zapaleńcy, którzy single kolekcjonują. Choć i tak winyl wygrywa, 3 miliony na świecie. Mp3 w swoją stronę a winyl w swoją, walka między jakością a dostępnością przybiera ciekawą formę.

  8. eee tam… Jak się znajdzie jakiegoś narodowego wroga, to nawet płyty zaczniemy kupować na pohybel. I jeszcze koniecznie trzeba to jakoś powiązać z piłką nożną.

      • Ściągnięty singiel RATM kosztował 29 pensów. Czy to znaczy, że możemy zignorować cały ten wpis?

        „Przeciw komu niby mielibyśmy się mobilizować”

        Może nie ma przeciw komu (akurat), ale najwyraźniej jest za kim.

        „ale też singli nigdy nie nauczyliśmy się kupować”

        Nawet tych za 5zł Mr. Crowley.

        „Poza tym, nie mamy motywacji.”

        No właśnie chciałem zaznaczyć, że trochę motywacji mamy.

      • 🙂 Krótko mówiąc podniecamy się tym, że pół miliona osób na złość 450 tysiącom innym osobom ściągnęło sobie piosenkę za 30 grosików? Tak, faktycznie w tej wersji nie brzmi porywająco 🙂 Takie troche audio-tele tylko cena za sms jakaś taka mała.

      • 29p kosztował tylko na Amazon.co.uk, w innych serwisach ceny kształtowały się różnie, bliżej im było raczej do 1 funta, niż tych 29p.
        No i z jednego serwisu/sklepu internetowego piosenkę można było ściągnąć tylko raz, tak aby się liczyła w statystykach.

  9. Może trochę nie na temat, ale wspomniałeś o tym że wytwórnia przegapiła sprawę…Otóż jeśli chodzi o tzw.”majors” to najnormalniejsza akcja, że przypomnę np. totalne opóźnienia w dystrybucji ostatniego Slayera w Polsce.
    W tym tygodniu znowu lenistwo giganta daje mi znać o sobie.
    Otóż zamawiam Ci ja kilka płytek w zaprzyjaźnionym sklepie wysyłkowym w celu sprezentowania tychże bliskim i sobie i co się dzieje? Płyty z podziemnych i niezależnych lejbeli są jak zawsze dostępne na wyciągnięcie ręki, natomiast na płyty z katalogu Sorry Music Polska oraz drugiej światowej kompanii należy czekać, czekać, czekać. Nie wiadomo jak długo…Sorry, kochany kuzynie, nie dostaniesz ode mnie płytki Bad Brains pod choinkę….

  10. Wpis na głównej stronie wykop.pl.
    Czyli jakoś w eter poszło, choc akcja saksońska, chyba nieprzeszczepialna na niwę śwarnej Polszy.

  11. zawsze możesz posiłkować allegro. tam sporo winyli tak bardzo nadających się na prezent. sam bym przytulił takie bad brains…

  12. Nie zgadzam sie z wypowiedzia, iz u nas taka akcja jest nie mozliwa. Sam obracam sie w towarzystwie, ktore kupowanie muzyki w internecie uwaza za cos naturalnego. Uwazam to za genialne rozwiazanie (kupujemy tylko te kawalki ktore nas interesuja za niska cene)

  13. co za brednie „jesteśmy zacofani cywilizactjnie” – a może po prostu większość ma w dupie co jest „świątecznym numerem jeden”?

  14. Pingback: Brawa dla tych Panów! RATM znów rządzą w UK! « Wykopki bloga 0dB.pl

  15. Aha, 1 Funt to jak 1 Zl. 1 Funt to nic w UK.
    pokazcie mi singla za 1 Zl w PL i to jak i gdzie go kupic, i by byl fajny a nie Aga Sprzedam Sie Tanio Chylinska, to kupie. Nie mowiac o 0,29 Zl za kawalek RATM. Akcja piekna ale wrzuc Angola do dzisiejszego PRLu i kaz utrzymac rodzine, mieszkanie i samochod, to im sie odechce zabawy w kupowanie singli RATM. I pIsze to bez cienia goryczy 🙂

Dodaj komentarz