Ja, ogrodnik

Jedni już wiedzą, inni nie, jeszcze innych zupełnie to nie obchodzi, ale czas się i tu pochwalić, bo jest czym. Od jakiegoś czasu mam przyjemność prowadzić serwis Era Music Garden, w którym pod opiekuńczymi skrzydłami możnego mecenasa próbujemy stworzyć najciekawszy serwis o muzyce w polskiej sieci. Tylko tyle. Jak nam idzie, oceńcie sami. Ja uważam, że choć jesteśmy jeszcze na początku drogi, kierunek jest dobry…

Dumny jestem szczególnie z silnej ekipy, która Era Music Garden współtworzy. Silnej i zróżnicowanej, bo spotkali się tu – i póki co nie skaczą sobie do gardeł – reprezentanci różnych pokoleń i skrajnie różnych środowisk. Felietony piszą: Zbyszek Hołdys (to dzięki niemu tu trafiłem, ukłony) i Natalia Fiedorczuk, Małgosia Halber i Borys Dejnarowicz. I Angelika Kucińska, która ze wstydem przyznaje, że lubi Britney Spears 😉 I jeszcze Paweł Waliński, który w swoim Gabinecie Muzycznych Osobliwości wyciąga z ciemnych, zimnych i wilgotnych czeluści zapomnienia takie postaci jak GG Allin, Genesis P-Orridge czy Scott Walker. Zawsze znakomity Mariusz Herma skacze od muzyki dawnej po muzykę przyszłą, Leszek Gnoiński przepytuje luminarzy polskiej sceny, Andrzej Cała dogląda hip-hopu i r’n’b, Sebastian Lepiarz ogrania historie klubowe, jazzem zajmuje się Dionizy Piątkowski, szef Ery Jazzu, a metalowymi i rockowymi czadami – Łukasz Dunaj. I jest jeszcze Tomek Doksa (wicenaczelny EMG), Łukasz Wawro (deathmatch Sex Pistols vs Ramones wciąż przed nami!), Piotr „Makak” Szarłacki, Marcin Bieniek, Jacek Sobczyński, Janek Błaszczak, Maciek Piasecki, Mateusz Adamczyk… Do tego ekipa świetnych fotografów: Łukasz Jaszak, dwie Joanny („frota” Kurkowska & Combik), Rafał Nowakowski, Marcin Bąkiewicz, Artur Rawicz itd… Jeśli kogoś nie wymieniłem to przepraszam, ale współpracowników mamy sporo i ciągle przybywa, raduje się serce, raduje się dusza…
Ludzie to zaprawieni w bojach, z doświadczeniem wyniesionym z mediów dużych i małych, z papieru, sieci, radia i telewizji. Fani (a nierzadko i twórcy) muzyki, którym naprawdę zależy.

Jest jeszcze Zrób Głośniej! czyli rozgrywający się na stronach Era Music Garden, nieustający plebiscyt dla młodych artystów. Mogą się sprawdzić w konfrontacji ze starymi (nie chodzi o metrykę, ale o doświadczenie ;-)) wygami na warsztatach – tu na przykład czekają na nich m.in. Zbyszek Hołdys, Marek Raduli, Kostas Georgakopulos i Wojtek Olszak. Mogą dzięki udziałowi w tej zabawie trafić w roli suportu na koncert gwiazdy (Rafał Rokicki, który gra w Palladium przed Omarem Sosą właśnie z tego stawu został wyłowiony) . Mogą jeszcze to i owo, ale o wszystkim dowiecie się w odpowiednim czasie 🙂

Lada dzień ruszamy z powieścią w odcinkach (ha!) autorstwa Przemka Jurka, a ja nie dalej jak wczoraj zadebiutowałem pierwszą odsłoną felietonów zatytułowanych „Szubrycht szumi”. Miłej lektury.

Wyrób Top-of-the-Pops-opodobny

Dobra wiadomość. Chyba… TVP2 przypomniała sobie o misji (wiem, ten żart już nikogo nie śmieszy) i z wiosennej ramówki wyrugowała uzależnionych od popularności nieszczęśników, tych co to rozbijali sobie nosy na lodzie i zarażali opryszczką foki. Będą nowe formaty. Na przykład teleturniej patriotyczny „Do boju Polsko!”, w którym dwie drużyny mają wykazać się tężyzną fizyczną, wiedzą historyczną i miłością do ojczyzny. Nie wiem dokładnie jak to ma wyglądać, ale jakkolwiek by nie wyglądało, od „Gwiazd w cyrku” gorsze nie będzie. A że się komuś przy okazji przypomni różnica pomiędzy Władysławem Łokietkiem a Władysławem Gomułką, to jeszcze lepiej.

Mnie jednak bardziej interesuje drugi z anonsowanych już dziś programów, czyli show stricte muzyczny. Nazywać się będzie „Hit Generator” i – to najważniejsze! – wzorowany będzie ponoć na kultowym „Top of the Pops”. Prowadząca: Beata Sadowska (fajnie), a w roli jurorów, czy może raczej komentatorów, wystąpią: Zbyszek Hołdys (jeszcze fajniej), Tomasz Lipiński (sam nie wiem), Edyta Jungowska (WTF?) oraz Wojciech Olszak (nie znam człowieka, ale wygooglałem, że gra z Kasią Kowalską i Pilichowskim). Połowę kasy na te esie fesie ma wykładać sponsor, co jest niby normalne, ale jednak niepojęte – na co do diabła idzie ten abonament?

No, ale zostawmy kasę. Ta się na pewno znajdzie, kiedy słupki będą wysokie. Żeby jednak oderwały się od magicznego poziomu błędu statystycznego, program musi oferować coś więcej, niż tylko dobrą muzykę, bo ta nikogo przecież nie obchodzi. W kraju, gdzie Złotą Płytę dostaje się za sprzedanie 15 tysięcy egzemplarzy, a sztuka ta i tak udaje się tylko nielicznym szczęśliwcom, dobre piosenki, czujnie zagrane i fajnie zaśpiewane, nawet wsparte baletem z piórami w dupie, nie przyciągną przed ekrany telewizorów trzech czy czterech milionów ludzi. Musi być więc coś więcej niż tylko muzyka… Krew, pot i łzy? Powtórka z „Idola”? Nie sądzę, żeby Zbyszek Hołdys zgodził się na udział w czymś takim. A więc gwiazdy? No dobrze, ale polskie gwiazdy to Feel, Doda, Bajm, Kombii… Kto tam jeszcze? Maria Peszek i Ania Dąbrowskie mogą być już zbyt niszowe. Długo taki program nie pociągnie, ławka za krótka. A może twórcy „Hit generatora” chcą stawiać na młode talenty? Tych mamy przecież niemało. Wystarczy trochę poklikać w MySpace 😉

„Top of the Pops” miał głęboki sens. Od stycznia 1964 do lipca 2006 roku w programie emitowanym na antenie BBC (ostatni rok na smutnej banicji w BBC2), tydzień w tydzień występowały największe gwiazdy muzyki popularnej. Te, których single okupowały właśnie szczyty brytyjskiej listy przebojów, albo które przynajmniej nieźle rokowały, dzięki nieoczekiwanie wysokim debiutom. Ciekaw jestem więc, według jakiego klucza wyłaniani będą polscy uczestnicy „Top of the Pops”? Rynek singli u nas przecież nie istnieje, nie ma też żadnej względnie wiarygodnej listy przebojów, bo każde medium kroi sobie własną, pod target, reklamodawców, albo i pierdzistołków z zarządu. A więc OLIS, lista najlepiej sprzedających się w Polsce płyt? Uuuu, to jest szansa, że w „Hit generatorze” przez pół roku będziemy oglądać Feel, przez drugie pół Bajm… Powtarzam się? Sorry.

Wiecie dlaczego „Top of the Pops” zdechło? Pierwszy powód był dość oczywisty – dzisiaj młodzi ludzie, którzy chcą obejrzeć swoich ulubieńców w akcji, już nie włączają telewizora. Przecież mają internet. Powód drugi – okazało się, że gwiazdy muzyki, zamiast pchać się do kultowego „Top of the Pops”, zamiast grać i śpiewać, wolą w tym samym czasie… tańczyć, gotować, boksować albo fikać koziołki w innych programach. Krótko mówiąc, gdzie się nie obrócisz, dupa z tyłu.

PS. Twórcom „Hit generatora” oczywiście życzę, by mnie pozytywnie zaskoczyli formułą, a swoich mocodawców wysokością słupków. Jeśli przyjdzie mi odszczekać wszystkie powyższe wątpliwości, uczynię to z dziką rozkoszą.