Emerytura Nicka Cave’a

Nick, który właśnie skończył 50 lat, zapowiedział, że przez następne 10 będzie aktywny muzycznie. Pogra trochę koncertów, nagra pięć płyt z The Bad Seeds i może kolejne pięć z Grindermanem. Potem przejdzie na emeryturę, żeby „nie skończyć jak Sting, brzdąkający na lutni” 🙂 I jak tu go nie kochać? Tym bardziej, że nowa płyta, czyli „Dig, Lazarus, Dig!!!” (już sam tytuł – mistrzostwo świata) zapowiada się bardzo ciekawie. Można posłuchać tytułowej piosenki na MySpace, można też pogrzebać w YouTube i znaleźć coś w rodzaju reklamówek płyty… Niewiarygodne. Facet, który 10 lat temu brzmiał jak starszy brat Leonarda Cohena, odzyskał wigor i humor. To naprawdę czad, stary dobry Cave plus zupełnie nowa jakość. IMO raczej oddala się od emerytury, niż do niej przybliża, ale niech mu będzie, zobaczymy za 10 lat.

BTW, na profilu Cave’a w MySpace można też znaleźć „Where The Wild Roses Grow” w wersji znanej z koncertów, w której partię Kylie śpiewa Blixa. Widziałem to w Kongresowej i nie zapomnę do końca życia. Podobnie jak widoku publiczności, która w liczbie kilkudziesięciu (a może stu? dwustu?) osób wdarła się na scenę na bisach, w ramach spontanicznego aktu sympatii dla artysty. The Bad Seeds grali, Nick śpiewał, z jednej strony ludkowie wdrapywali się na scenę, a z drugiej – pac, pac – spadali, bo już się na niej nie mieścili. Ech, to se ne vrati.