Wojownicze prostytutki

Nie wiem, no sam już nie wiem komu wierzyć? Im:


Czy jemu:


Wszystko wskazuje na to, że będzie ustawa, dzięki której usłyszymy w radiu w ciągu dnia jeszcze więcej Chylińskiej pojękującej w rytmie disco, jeszcze więcej Kombii, Gosi Andrzejewicz i Feela, ile dusza zapragnie. Bo liczenie na to, że komercyjne radia nagle zaczną puszczać Lachowicza, Kulkę czy choćby Dąbrowską to – delikatnie rzecz ujmując – naiwność.

A mi się marzy, żeby państwo, zamiast wmuszać we mnie jeszcze większe dawki złej muzyki, zadbało o to, by coraz więcej było tej dobrej. Żeby przyjęło na siebie rolę mecenasa. I nie chodzi o zamówienia polityczne, jak teraz, kiedy cenieni są bardziej ci, którzy podgrywają przy okazji rocznicowej akademii na werbelku, niż ci, którzy mają coś naprawdę własnego i wartościowego do powiedzenia. Nie tylko o powstaniu styczniowym czy bitwie pod Płowcami.

Marzy mi się, żeby powstała instytucja, która oceniać będzie (uszyma i oczyma zawodowców, nie urzędników czy polityków) projekty warte wsparcia i będzie wspierać je bez oglądania się na to, czy każdy grosz się zwróci i czy pan Cwynar w ramach wdzięczności zawsze wszystko nam wyśpiewa. Marzy mi się polski odpowiednik Brit School, w którym młodzi zdolni będą uczyć się nie tylko jak grać i śpiewać, ale również, jak napisać niegłupi tekst, wyprodukować swoje nagrania, stać na scenie, w co się ubrać, zrobić sobie dobre zdjęcie, na co zwracać uwagę przy czytaniu kontraktu płytowego i jak nie dać się pożreć rekinom show-biznesu.

Dopiero wtedy artyści, którym z logotypem producenta żywności na czole niezbyt do twarzy, będą mogli się z takich kompromitujących kolaboracji wyzwolić. I nie będą musieli zapewniać nas w refrenach o swojej niezależności i wojowniczości, bo po prostu będziemy o tym wiedzieć.

Aaa, jeszcze jedno. Chłopaki, przyjmijcie ją do paczki:

Radiowa piosenka

Pytają mnie ludzie od roku, co myślę o związku Nergala z Dodą. Niestety, niewiele o tym myślę, bo niby dlaczego miałbym? Ufam, że Nergalowi też snu z powiek nie spędza kwestia, z kim dzieli łoże Szubrycht…

Ale niedawna wiadomość – niesprawdzona, przyznaję – jakoby Ner miał napisać piosenkę dla swojej oblubienicy, to już zupełnie inna para kaloszy. Z jednej strony, uważam, że to naturalna kolej rzeczy. Skoro są razem w życiu prywatnym, to czemu nie mieliby się zbliżyć, jeśli nie na scenie, to chociaż w studiu nagraniowym? Bo „Księga Praw i Obowiązków Liderów Prawdziwych Zespołów Blackmetalowych” zabrania? Tego bym nie lekceważył, jeśli mu bardzo zależy na młodocianej – a przez to radykalnej – części publiczności Behemoth. Ale że nie jestem ani młodociany, ani radykalny, mam w dupie obowiązki wynikające z tego, że ktoś ma o mnie jakieś wyobrażenie i zgaduję, że Nergal też zaczął je tam mieć. Dowodem nie tylko publiczne wystąpienia z Dorotą, ale na przykład obecność na nowej płycie Czesław Śpiewa. I dobrze, popieram… Zawsze wkurzał mnie ten dysonans metalowej mentalności – z jednej strony płaczemy, że spycha się nas do getta, śpiewamy pieśni o tym, jak to dobrze być wolnym (smoki/orły/kruki lecące w kierunku zachodu słońca/księżyca/niebotycznych gór to podręczna metafora w tym temacie), ale kiedy ktoś od środka próbuje metalowy folwark otworzyć, to się lament podnosi, że Targowica, zdrada i zaprzaństwo…

No, ale nie o tym miało być. Miało być o piosence Nergala dla Dody. Jeśli naprawdę to robi, sporo ryzykuje. Całe swoje dorosłe życie doskonalił sztukę wykuwania z gitary groźnych, deathmetalowych riffów i jak wiemy, robi to na światowym poziomie. Ale czy to znaczy, że potrafi ułożyć poprockowy numer do radia? Nie wiadomo. Jeśli mu się uda – czapki z głów. Oznaczać to będzie, że jest nie tylko świetny w swojej wąskiej specjalizacji, ale że jest znakomitym, wszechstronnym muzykiem.
A co jeśli zaproponuje coś niekoniecznie złego, ale po prostu przeciętnego? Pal licho, że narzeczona nie będzie miała przeboju, gorzej że wszyscy, którzy źle życzą Nerowi (a paru takich się znajdzie), będą mogli piać: Popatrzcie, co to za gówniany gatunek ten death metal, skoro taki średniak może być tam królem. Hity dla radia – oto prawdziwa sztuka!

Przyznaję zresztą i ja, napisać naprawdę zgrabny, chwytliwy, a zarazem mało obciachowy numer do radia to duża sztuka. Nie stąd wiem, że sam próbowałem, bo mi dobry Bóg takiego talentu poskąpił, ale stąd, że co otworzę radio, to jedno mnie nachodzi spostrzeżenie: Muzyki z nim dużo, dobrej mało.
Jeśli więc zapytacie mnie, co sądzę o tym, że Nergal komponuje dla Dody, odpowiem bez namysłu: Trzymam kciuki.

PS. Nie powinno byc źle 😉 Zobaczcie tylko:

Komisja śledcza

Dlaczego zrobił pan stację RMF PUNK?
Po prostu uważam, że…
Kto panu to zlecił?
Nikt, ja tylko…
Czy chce pan tym zniszczyć scenę?
Ależ skąd, ja przecież…
Jak pan śmiał zestawić punka z taką korporacją? Nie rozumie pan, że ideały DIY mogą być reprezentowane tylko poprzez tak niezależne serwisy jak MySpace, Last.fm czy YouTube?
No, ale…
Chce pan się wzbogacić na emitowaniu punka i HC?
Nie, przecież ja nawet…
Nie wygląda pan na punka.
Wiem, ale…
Na żadnym forum punkowym pana nie widzieliśmy.
Bo ja niestety…
Wygląda pan na metalowca. I mamy na to kwity! Nie zaprzeczy pan, że śpiewał pan w zespole metalowym?
No nie…
I że pisał pan artykuły o metalu?
Tak, ale nie tylko, przecież ja też…
Od jak dawna słucha pan punka?
O, to już będzie…
Codziennie?
Nie, bo ja…
Wie pan, że na playliście radia jest za dużo starych rzeczy?
Ale to dopiero…
Wie pan, że jest za mało starych rzeczy?
Ale to…
Za mało hardkora!
Ale…
Za dużo hardkora!
A…
Wie pan, że zagrać Farben Lehre obok Minor Threat to jak puścić bąka w perfumerii?
Ale przecież…
Wie pan, że każdy prawdziwy punk ma te wszystkie płyty na oryginałach i ich sobie w domu z oryginałów słucha i w stronę tej rozgłośni to nawet nie splunie?
To w takim razie…
A czy wie pan, że to my jesteśmy właścicielami punka? I to my decydujemy, po której jest pan stronie? Czy wie pan, że my tu stoimy, a pan stoi tam?
To ja przepraszam, to ja może puszczę piosenkę…

PS. Wszystkim dobrym ludziom dziękuję za sugestie. Niektóre spóźnione 😉 inne bardzo cenne.

Grunt to bunt

Wiecie, dlaczego polska muzyka rockowa w swej przeważającej większości jest taka nadęta, pompatyczna i drętwa? Za mało punka! Był Jarocin, to prawda, ale poza nielicznymi wyjątkami ten polski punk był zawsze tak bardzo wsobny, przedrzeźniający i interpretujący sam siebie, że nie promieniował twórczo na inne gatunki. Jakimś Pink Floydom i Deep Purplom się stawia u nas pomniki ze spiżu, a The Clash traktuje po macoszemu, Ramones jak żart, o Undertones czy Stiff Little Fingers to już w ogóle nikt nic nie wie…

Sam musiałem zaległości z punk rocka jako stary grubas nadrabiać, choć to przecież muzyka dla chudych małolatów. Ale skoro już nadrobiłem, niechby absolutne podstawy, to postanowiłem się ze światem swoją radością podzielić.
Panie i Panowie, zapraszam do słuchania mojej autorskiej stacji radiowej:

Praca nad nią była rozkoszą wielką. Przy okazji uzupełniłem kolekcję o płyty, które zawsze chciałem mieć, a których kupno ciągle odkładałem na później, bo zawsze było coś pilniejszego (zwykle jakieś przehajpowane nowości, które i tak nudziły mi się po trzech przesłuchaniach).

To, co dzisiaj słyszycie w RMF PUNK (tutaj dla macowców) to oczywiście dopiero miły złego początek. Playlista stacji będzie na bieżąco uzupełniana, więc jeśli ktoś ma sugestie to zapraszam. Ale jest na czym i dzisiaj ucho zawiesić – od pre-punka w rodzaju The Velvet Underground, The Stooges czy Patti Smith oraz angielskiej klasyki (The Sex Pistols, The Clash, Buzzcocks, The Damned, Sham69, The Exploited, Discharge), przez amerykańskie hałasy (Minor Threat, Dead Kennedys, Black Flag, Bad Brains, Circle Jerks) i zacnych indywidualistów (Hüsker Dü, Fugazi, NoMeansNo), aż po rozmaite smaczne wynalazki – Turbonegro, GG Allina, Plasmatics, Atari Teenage Riot, nawet Slayera (no, jakże miałbym nie dać nic z „Undisputed Attitude”?!), Ministry i Napalm Death. Oczywiście, są też ulubieńcy list przebojów, jak The Offspring czy Green Day, oraz sporo polskiego punka, od tego jabolowego po Dezertera i Post Regiment.

Słuchajcie na zdrowie, byle głośno! Najlepiej w pracy, albo kiedy rodzina i sąsiedzi pójdą spać. To jest punk, nie rurki z kremem 😉

PS. A właśnie – podziękowania dla Felka i Gronka za to, że mnie skutecznie punkiem zarazili.

Ludzie książki piszą

Elektryzujące doniesienia ze świata literatury… Robert Kozyra grozi, że napisze książkę o kulisach szołbiznesu i mediów w Polsce. Odgraża się między innymi, że ujawni, co powiedział Madonnie, Robbiemu Williamsowi, Kylie i innym takim, że zgodzili się zareklamować Radio Zet i to za czapkę gruszek. Uważam, że tak potężnego zaklęcia nie powinien zdradzać, że tak mocne słowa nie powinny dostać się w niepowołaną gębę. No, boję się po prostu, że może się powtórzyć przerażający kazus najbardziej zabójczego dowcipu świata:

Bestseller pisze też moja ulubiona Sara May, literacka spadkobierczyni Karola Maya. On pisał o Indianach, których nigdy na oczy nie oglądał, ona będzie zdradzać tajemnice showbizu, w którym nie zaistniała. W odróżnieniu od Kozyry, który oczywiście nie napisze tego, co wie, May z całą pewnością wygarnie nam całą prawdę o wszystkim, o czym nie ma zielonego pojęcia.

Najszybciej na wieść o planach Kozyry i May zareagował Steve Jobs, wprowadzając na rynek iPada. Zaraz potem w kraju spadło ciśnienie i rozpętały się śnieżyce. Nie wiem, co w tym kontekście myśleć o decyzji premiera Tuska, że jednak nie będzie się ubiegał…

PS. Widzimy się jutro na Living Colour w Krakowie. Kto nie przyjdzie, ten czytelnikiem książki Sary May.

Co ja powiem synowi?

Od kilku miesięcy znów regularnie słucham radia. Nie żebym sam się do tego rwał, bo nigdy nie topniejąca kupka nowości płytowych zwykle skutecznie odwraca moją uwagę. Ale radio pokochał mój niespełna siedmioletni syn. Najpierw przechodziliśmy etap fascynacji RMF-em, potem (krótko) RMF Maxxx i TOK FM. Na dłużej zatrzymaliśmy się przy Trójce, raczej na moją, niż jego prośbę. W końcu Igor odkrył Dwójkę… Zachwycił się, a ja razem z nim. Dzikie skoki przy identycznie idiotycznych hitach z listy Top 20 i małpowanie zawsze za głośnych reklam, zastąpiła nam pogodna zaduma nad operą albo koncertem fortepianowym. W wyjątkowo porywających momentach Igor wymyśla na poczekaniu jakieś choreo, na pograniczu wschodnich sztuk walki i tańca nowoczesnego, a kiedy dźwięki wydają mu się wyjątkowo dziwne, nieznajome, nowe – pyta mnie albo mamę, co to za instrument. Nie zawsze umiemy odpowiedzieć, a już na pewno nie zawsze odpowiadamy ze stuprocentową pewnością i równie mnie to martwi, co raduje. Słuchanie Dwójki – tej nudnej, stonowanej, spokojnej Dwójki – stało się bowiem dla nas zupełnie nieoczekiwaną, fascynującą przygodą. Dla mnie tym większą, że w serwisach Programu 2 Polskiego Radia wciąż mówi się o postaciach, które dla innych mediów nie istnieją. O wybitnych artystach, naukowcach, ludziach kultury. Szok! Dwójka to po prostu inny świat. Nie taki szybki, błyszczący i nowoczesny jak TVN24 czy Radio Zet, ale kto wie czy nie prawdziwszy…
Dobrze, że Igor jest na wakacjach u babci, bo gdyby jutro chciał posłuchać swojej ulubionej stacji i gdyby odkrył, że Dwójki nie ma, wpadłby w bezdenną rozpacz. Mi też nie jest do śmiechu, bo sprawa poważna. Dlatego poniżej znajdziecie apel redakcji Dwójki, w całości.


Kultura w zagrożeniu!
8 lipca radiowa Dwójka zamilknie na 24 godziny.
To protest przeciwko dramatycznemu spadkowi finansowania jej misji.

Pogarszająca się sytuacja finansowa Programu zmusiła nas do wyjątkowej formy protestu. To apel, który kierujemy do słuchaczy, naszych przyjaciół, do środowisk twórczych, kolegów dziennikarzy i tych, którzy decydują o losie publicznych mediów.
My – zespół Programu 2 Polskiego Radia, nie godzimy się na degradację najważniejszych elementów misji radia publicznego. Naszą działalność kulturalną i edukacyjną prowadziliśmy zawsze z pełnym zaangażowaniem i na najwyższym poziomie. Pogarszającą się sytuację finansową traktowaliśmy dotąd jako przejściowe kłopoty.
Dzisiejszy stan debaty o mediach publicznych odebrał nam nadzieję na rozwiązanie problemu w najbliższej przyszłości. Uwaga opinii publicznej jest kierowana niemal wyłącznie na problemy telewizji i na spory polityczne. Mamy wrażenie, że głos kultury jest w dyskusji lekceważony, a nasza działalność – pomijana i przemilczana.
Brak gwarancji stabilnego finansowania Polskiego Radia uderza przede wszystkim w Program 2, w całości utrzymywany ze środków publicznych. W tym roku nie stać nas już na organizację Festiwalu Muzycznego Polskiego Radia, z anteny znika twórczość współczesna, zarówno literacka jak i muzyczna. Nie mamy pieniędzy na zaplanowane nagrania i koncerty, nie możemy wesprzeć prestiżowych festiwali, które dotąd współorganizowaliśmy. Nawet nasza zgoda na radykalne zmniejszenie honorariów dziennikarskich nie rozwiązała tej trudnej sytuacji. Przed nami jubileuszowy Rok Chopinowski. Tradycja Polskiego Radia od początku istnienia zobowiązuje nas do włączenia się w jego organizację. W obecnej sytuacji finansowej wydaje się to nierealne.
Program 2 Polskiego Radia nie nadaje reklam, naszej działalności nie sposób powierzyć mechanizmom rynku. W krajach o rozwiniętej gospodarce rynkowej istnieją sprawdzone metody utrzymywania działalności takich programów, jak nasz. Tym większy niepokój budzi w nas brak jednoznacznych deklaracji osób, które decydują o losie polskich mediów.
Nie godzimy się na marginalizowanie kultury. My – zespół Programu 2 – nie chcemy walczyć sami!
8 lipca Dwójka zamilknie, zwracając w ten sposób uwagę na kwestie pomijane w debacie publicznej.
Na antenie – przez całą dobę – podawany będzie jedynie następujący komunikat:

Szanowni Państwo,
to jest akcja protestacyjna Zespołu Programu 2.
Nasze istnienie jest zagrożone między innymi na skutek dramatycznie zmniejszających się wpływów z abonamentu.
Tylko stabilne finansowanie pozwoli zachować na dotychczasowym poziomie naszą ofertę muzyczną, literacką i publicystyczną.
Tylko zapewnienie środków odpowiadających zakresowi pełnionej przez nas misji kulturalnej i edukacyjnej uchroni nasz Program przed nadaniem w najbliższym czasie ostatniej audycji: Requiem dla Dwójki.
Nie skazujmy radia publicznego na milczenie.

Zespół Programu 2 Polskiego Radia

Prosimy o solidarność z naszym protestem. Niech każdy zrobi to, co może.
Można: – zapłacić abonament
– skontaktować się ze swoim posłem
– napisać lub powiedzieć o nas w innych mediach
– pamiętać o Dwójce w sejmowych debatach

Można też do nas napisać:
dwojka@polskieradio.pl

Klich kontra klika

Od miesiąca zabierałem się do poruszenia tego tematu i jakoś zabrać się nie mogłem. Bom współczujący młody człowiek i pomyślałem, że nie będę się pastwił nad kimś, kto może faktycznie ma depresję i w związku z tym nie do końca wie, co mówi. Ale również dlatego, że pisząc to, co za chwilę napiszę, muszę stanąć w obronie tych, których nie lubię przed tymi, których lubię. Muszę bronić radiostacji, których decyzje programowe wywołują moje obrzydzenie tudzież pogardę, przed artystami, których generalnie kocham miłością szczerą i gorącą. Choć niekoniecznie odwzajemnianą 😉
Poniżej więc na marginesie niedawnego wystąpienia Kasi Klich w TVN24 uwag kilka:

Prawdą jest, że dobra polska muzyka w mediach mainstreamowych (duże telewizory i duże radia, ze szczególnym wskazaniem na RMF, Zet i Eskę) właściwie nie istnieje. Nieprawdą jest jednak, że prywatne stacje telewizyjne czy radiowe mają wobec artystów, tudzież melomanów, jakiekolwiek zobowiązania. Nie mają misji. Nie muszą nas edukować i w aniołów przerabiać. Nie muszą wspierać twórców ambitnych i awangardowych. Mają zarabiać pieniądze dla swoich właścicieli. I jeśli z badań, albo doświadczeń na żywym organizmie wolnego rynku, wynika im, że na puszczaniu gównianej muzyki zarobią więcej, to jest to wyłącznie ich sprawa. Mnie to nie martwi, mnie nie dotyczy, dostęp do dobrej muzyki w dobie internetu jest łatwy i tani, a RMF, Zetki czy nie daj Boże Eski słucham tylko w taksówkach. Dzięki temu wiem, dlaczego nie słucham ich w domu 🙂

Przekonanie Kasi, że media mają obowiązek prezentowania nowych dokonań zasłużonych artystów, przypomniało mi pewien dowcip z głębokich lat 80. Otóż do Związku Radzieckiego dotarła moda na striptiz. Pierwszy sekretarz w jakiejś zapyziałej, zauralskiej mieścinie zlecił zorganizowanie odpowiedniego pokazu, ale mimo intensywnej akcji propagandowej okazało się, że publiczność nie dopisała. Jak to możliwe? – zachodził w głowę pomysłodawca. – Przecież wystawiliśmy najbardziej zasłużoną towarzyszkę, ona rewolucję październikową pamięta, Lenina znała!
Droga Kasiu, tak właśnie wygląda ten biznes. Nikogo nie interesuje, że pamiętasz Lenina, ale z każdą nową piosenką musisz udowadniać, że jesteś piękna i młoda (oczywiście jesteś). Ba, doświadczenie może być nawet nie tyle atutem, co obciążeniem, bo w muzyce pop jest od zawsze wielkie ssanie na nowe twarze i łatwiej sprzedać ludziom kopię w nowym opakowaniu, niż po raz dziesiąty ten sam oryginał.

Nie wiem, kto dał Kasi Klich legitymację do występowania w imieniu uciśnionych bohaterów polskiej sceny muzycznej, bo mi raczej wydaje się ona pieszczochą mediów mainstreamowych, niż wojownikiem undergroundu. Kiedy jej piosenki były na rotacji w radiu i żółtym, i niebieskim, kiedy ukazywały się na składankach przez nie wydawanych, jakoś nie kwestionowała sposobu, w jaki dopuszczane są na antenę. Skąd więc ta nagła troska o zdrowie polskiej sceny muzycznej i przejrzyste reguły gry? Nawiasem mówiąc, ostatni album Klich nie jest niezależnym wydawnictwem, wydanym przez alternatywny label, który codziennie walczy o przetrwanie. „Porcelana” ukazała się jako książka, wydana przez Agorę, promowana była przez inne media należące do tego koncernu i – wiadomo – dystrybuowana szeroko we wszystkich Empikach, salonach prasowych i kioskach. Taka mi więc myśl przyszła do głowy: może trudniej dogadać się z jednym koncernem medialnym (na przykład w sprawie promocji singla), kiedy podpisało się cyrograf z konkurencyjnym koncernem? Nie wiem, czy tak jest, ale Kasia pewnie wie. Może opowie w telewizji, albo napisze na blogu?

Dyskusja o polskiej muzyce i o tym, jak można ją promować, jest potrzebna. Niestety, Kasia wylała dziecko z kąpielą. Po pierwsze przez ten histeryczny ton (sugerować samobójstwo, bo się nie trafiło na playlistę do jakiegoś radia? bądźmy poważni…), po drugie i przede wszystkim, dlatego, że zarzuty formułowane przez Kasię i Yaro chyba nie były do końca przemyślane. Rozparci na kanapie u zabawnie przejętej Karoliny Korwin-Piotrowskiej brzmieli pewnie i przekonująco (chociaż recenzowanie tekstów innych wykonawców było słabe, strasznie słabe), ale już w studiu TVN24 okazało się, że poza przeświadczeniem o doznanej krzywdzie Kasia Klich nie dysponuje wiarygodnymi dowodami, które mogłyby obciążać jej krzywdzicieli. W pierwszej odsłonie tej bajki złym wilkiem był Robert Kozyra, szef Radia Zet, ale kiedy w niedzielę okazało się, że Jagielski (do niedawna dyrektor muzyczny stacji) z łatwością odbija wszystkie zarzuty wokalistki, nieoczekiwanie zmieniła front, twierdząc, że Zetka to może nawet jest spoko, ale RMF i Eska, uuuu, ci to mają niejedno na sumieniu…

PS. Last but not least, nie mogę patrzeć i słuchać, z jaką łatwością Kasia i Yaro wciągają do tej swojej osobliwej krucjaty moich kolegów po fachu. Dziennikarzy, na co dzień niekoniecznie zajmujących się muzyką i nie do końca rozumiejących, o co chodzi, za to wietrzących sensację w tej szołbizowej zadymie. Dajcie spokój, panie i panowie. Jest tyle innych tematów wartych newsa.