Ulica Wiejska, Warszawa. Jesteśmy przed budynkiem Sejmu. Tomasz Sekielski podchodzi do Kazimierza Kutza.
– Wcieliłem się w dokumentalistę, robię film – zagaja dziennikarz.
– Kurwa, czy to jest dobra droga? – głośno wyraża swoje wątpliwości poseł.
Nie trzeba mu się dziwić. Dla polityków, niezależnie od przynależności partyjnej, biografii, zasług i – a może szczególnie – pielęgnowanego na co dzień wizerunku, dokument „Władcy marionetek”, pokazany wczoraj przez TVN, to nic dobrego. To grzebanie w śmietniku historii (najnowszej), to rozdrapywanie pięknie zabliźnionych ran, szukanie dziury w całym.
Owszem, można się zżymać, że Sekielski czasem zbyt długo zajmuje się pierdołami, że niektóre tanie i efekciarskie chwyty chyba przejął od bohaterów swojego filmów, że czasem za mocno jedzie Moorem, albo że opieranie dziennikarskiego śledztwa na wynurzeniach kogoś takiego jak pan Tymochowicz to nienajlepszy pomysł… Ale to wszystko nie zmienia faktu, że Tomasz Sekielski zrobił dobry film o czymś bardzo ważnym. Nie, to nie jest o politykach i ich mniej lub bardziej szkodliwych kłamstwach. To film o naszej krótkiej pamięci, o naszym grzechu zaniechania, o tym że wolimy być ładnie okłamywani, niż przyjąć na siebie trud rozliczania naszych przedstawicieli z przedwyborczych obietnic.
Jeśli tak ma wyglądać zapowiadana przez TVN rezygnacja z publicystyki, to ja poproszę o więcej. I mam nadzieję, że stacja, która zdecydowała się ten film zrealizować i pokazać, wykaże się konsekwencją i zmusi jego bohaterów do skomentowania tego, co zobaczyliśmy. Codziennie zapraszacie polityków i dajecie im mówić, co chcą. Może dla odmiany, niech powiedzą to, co powinni?
Tag Archives: Kazimierz Kutz
Autorytet w czasach zarazy
Szydziłem tu niedawno z młodych Polaków, dla których największym autorytetem jest rzekomo Kuba Wojewódzki. Po tym, co zobaczyłem i wyczytałem przy okazji aresztowania Romana Polańskiego, już przestałem się dziwić. No bo jeśli nie Wojewódzki, to kto?
Może giganci polskiego filmu, tacy jak Zanussi czy Kutz? Ten pierwszy, Wielki Moralista, wygadywał u Moniki Olejnik takie rzeczy, że wstyd mi było tego słuchać… Że niby chędożenie dzieci jest dopuszczalne, jeśli się za to zapłaci? Ten drugi natomiast lamentował, że Polański to dzisiaj zupełnie inny człowiek, dobry mąż i cudowny ojciec, a przez to aresztowanie, przez ten okrutny spisek psów gończych, cała rodzina Romana będzie bardzo cierpieć. Zaiste wzruszające. Ale kiedy już wysiąkałem nos, przyszło mi do głowy, że każdy zbrodniarz jest przecież czyimś synem, niejeden zapewne kochającym i czułym ojcem. Może rzeczywiście nie pakować ich za kratki, żeby nie rozbijać rodzin?
Może minister Zdrojewski, który wzburzony amerykańsko-szwajcarską bezczelnością doszukiwał się tajemnych związków pomiędzy rezygnacją USA z planów tarczy antyrakietowej z aresztowaniem Mistrza?
A może ten chór wujów – filmowców, aktorów, dziennikarzy – który zaciekle wymachuje wyjątkowo idiotycznym argumentem: że Roman Polański swoim talentem i twórczością zmazał wszelakie winy (albo przynajmniej częściowo je odkupił). Ach, cóż za koncept! Wunderbar! Czy to oznacza, że gdyby Adolf Hitler malował nieco lepsze obrazy, Holokaust wcale nie byłby taki zły?*
Nie chcę, żeby Polański siedział, wolałbym, żeby kręcił filmy. Nie zamierzam go ani oskarżać, ani rozgrzeszać, bo nikt mnie do tego nie upoważnił, a w dodatku prawie nic nie wiem o tym, co się zdarzyło na chacie u Nicholsona. Nie muszę przecież mieć jednoznacznej opinii na każdy temat, na ten nie mam… Niech tę sprawę rozstrzygnie sąd, na podstawie dostępnych mu dowodów. Ale wiem wystarczająco dużo, by być przekonanym, że dyskusja o tym, czy Polański w ogóle powinien zostać osądzony, nie przystoi ludziom cywilizowanym.
Zastanawiałem się, czy drążyć ten temat na blogu. Tyle się o tym wokół mówi i pisze, że pewnie macie dość, a ja tu żadnej Ameryki nie odkrywam. Ale mam córkę. Daleko jej jeszcze do 13 lat, a ja już się martwię…
*hoży_ambroży w komentarzu poniżej przywołał mnie do porządku. Oczywiście, podobne argumenty można mnożyć (Stalin był niedoszłym poetą, Charles Manson to aspirujący muzyk…), ale nie o historyczne przykłady chodzi, tylko zdrowy rozsądek. Zasługi dla ludzkości Romana Polańskiego oraz jego trudny życiorys sąd na pewno weźmie pod uwagę. Ale talent nie może służyć za immunitet (swoją drogą, przypomina mi się koncept „Outside” Bowiego).
PS. Przyszło mi też do głowy porównanie ze sprawą Pei, ale szybko odkryłem, że komuś to przyszło do głowy przede mną, w dodatku cudnie ubrał to w słowa. Czepialski – szacun! (ludzi ulicy oczywiście)