Brit & hit

Brit Awards
Rozpisywałem się o Grammy’s i Fryderykach, więc ktoś pewnie mógłby się spodziewać, że poświęcę choć słowo Brit Awards, wręczonym tym i owym 18 lutego. No dobrze, poświęcę: Słabo… Mają taki rynek, taki ruch w interesie, a wyborów dokonują oczywistych i nudnych jak flaki z olejem. Nieliczne niespodzianki, jak statuetka dla Iron Maiden jako najlepszej grupy koncertowej, to jakiś żart. Świadczy nie tyle dobrze o Maiden, co źle o całej reszcie. Chociaż, na co słusznie zwrócił uwagę w swoim tekście o nagrodach Grammy Bartek, rok 2008 należał raczej do Jankesów, niż Brytyjczyków. Wahadło znów się wychyliło za Ocean – i dobrze, jest jakiś ruch w interesie.

Hit Generator
Jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć też B. Obejrzałem. Miało być fajnie, a wyszło jak zwykle. Głównym bohaterem programu jest pan scenograf, który dekoracją karkołomnie łączącą wiejską dyskotekę, bazylikę w Licheniu i lądującego Sokoła Millenium skutecznie odwraca uwagę od wykonawców. Może i dobrze, bo w szranki stanęli ci co zawsze, a za listek figowy posłużył zespół Fat Belly Family (chyba jacyś moi krewni?), który nie dość, że był po prostu słaby, to jeszcze spóźniony ze swoją propozycją o jakieś 15 lat. Niedawno tłumaczyłem Bartkowi Chacińskiemu, że grunge już nie jest obciachowy, że tyle lat minęło, że stał się vintage i lada moment znowu będzie cool. Żartowałem!!! Grunge wciąż nie jest fajny, proszę go nie reanimować, nie wskrzeszać. Słuchać płyt w domu można, udawać Pearl Jam nie. To oficjalne! 😉
Co jeszcze? Jury. Zbyszek Hołdys, który obiecywał, że będzie surowy, a wszystkich litościwie chwalił. Ten drugi pan, który odgrażał się, że jest znany ze złośliwości, a też chwalił. Przywalił się tylko do aranżu piosenki Piaska, za to nie wiedzieć czemu nie miał wiele do powiedzenia na temat aranżu Fat Belly Family czy Pectus (tych z kolei czepiał się o to, że puścili z samplera jakieś akustyczne pitu-pitu, choć regulamin im na to pozwalał), nie mówiąc już o tym, że kompozycja Braci zdała mu się doskonała. No, ale Bracia w ogóle mieli wysokie notowania u jurorów. Pani Jungowska na ten przykład stwierdziła, że śpiewak był „jak Sting, jak Niemen i jeszcze jak goście z Queen”. Nie będę się jednak nad nią pastwił, wystarczy, że parę milionów Polaków widziało w jej oczach przerażenie i zagubienie. Dlaczego więc zgodziła się na udział w awanturze, której w ogóle nie czuje? Przegrała zakład?
Zmroziło mnie pod koniec, kiedy Hołdys zapowiedział, że to tylko nieśmiały początek, że będą wykonawcy z różnych parafii i że nawet Vader może się pojawić. Doceniam intencje, niewątpliwie chwalebne, ale Zbyszku, po co to Vaderowi? Po co im występ w tej świątyni kiczu, dla publiczności złożonej z nastolatek w różowych bluzeczkach (chociaż, zobaczyć ich miny podczas setu Vadera – bezcenne :-)), po co mieliby konfrontować jakiś „Decapitated Saints” czy inny „Crucified Ones” z nową propozycją Beaty Kozidrak, Mezo czy Justyny Steczkowskiej?
Plusy? Były. Pierwszy, największy – oni naprawdę grają i śpiewają na żywo. Drugi – gwiazdy występują na równych prawach z debiutantami, w dodatku wszyscy prezentują premierowy materiał.
Rokowania? Nic z tego nie będzie. Fani muzyki nie zdzierżą tej festyniarskiej formuły przeniesionej z formatów „Cośtam z gwiazdami”, natomiast wielbiciele tych ostatnich wynudzą się śmiertelnie, bo w „Hit generatorze” nie zobaczą majtek serialowej aktoreczki, nie sądzę też, by ktoś miał kogoś zwyzywać lub nakłaniać do robienia loda. A że wokalista zafałszował, albo gitarzysta skiksował? To przecież żadne emocje… No i to, co dla mnie jest zaletą, dla innych będzie przeszkodą nie do przejścia. Nowe piosenki. Nawet jeśli pojawi się tam wspomniana Beata K., to bez „Szklanki wody” czy innej „Białej armii”, ale z utworem, którego naród jeszcze nie zna na pamięć. Czy naród jest na to gotowy?
. . . . .

Cały weekend spędziłem na porządkach. W tym na przekopywaniu twardziela komputera, którego nie włączałem od 2005 roku. Spośród wielu rzeczy pożytecznych, acz zapomnianych oraz strasznych, acz śmiesznych, chciałbym zaprezentować Państwu zdjęcie z czasów, kiedy byłem jeszcze piękny, młody i w dodatku śpiewałem szatański metal. Zrobione zostało na festiwalu Castle Party w Bolkowie, a jego autorem jest Witek Kiełtyka, perkusista Decapitated. Może dlatego głównym bohaterem foty jest zestaw perkusyjny, w dodatku promieniujący zupełnie nieziemskim światłem? Ech, łezka się w oku kręci. Trzymaj się chłopaku, gdziekolwiek jesteś…
locastle

Jutro wykopalisk ciąg dalszy.

Wyrób Top-of-the-Pops-opodobny

Dobra wiadomość. Chyba… TVP2 przypomniała sobie o misji (wiem, ten żart już nikogo nie śmieszy) i z wiosennej ramówki wyrugowała uzależnionych od popularności nieszczęśników, tych co to rozbijali sobie nosy na lodzie i zarażali opryszczką foki. Będą nowe formaty. Na przykład teleturniej patriotyczny „Do boju Polsko!”, w którym dwie drużyny mają wykazać się tężyzną fizyczną, wiedzą historyczną i miłością do ojczyzny. Nie wiem dokładnie jak to ma wyglądać, ale jakkolwiek by nie wyglądało, od „Gwiazd w cyrku” gorsze nie będzie. A że się komuś przy okazji przypomni różnica pomiędzy Władysławem Łokietkiem a Władysławem Gomułką, to jeszcze lepiej.

Mnie jednak bardziej interesuje drugi z anonsowanych już dziś programów, czyli show stricte muzyczny. Nazywać się będzie „Hit Generator” i – to najważniejsze! – wzorowany będzie ponoć na kultowym „Top of the Pops”. Prowadząca: Beata Sadowska (fajnie), a w roli jurorów, czy może raczej komentatorów, wystąpią: Zbyszek Hołdys (jeszcze fajniej), Tomasz Lipiński (sam nie wiem), Edyta Jungowska (WTF?) oraz Wojciech Olszak (nie znam człowieka, ale wygooglałem, że gra z Kasią Kowalską i Pilichowskim). Połowę kasy na te esie fesie ma wykładać sponsor, co jest niby normalne, ale jednak niepojęte – na co do diabła idzie ten abonament?

No, ale zostawmy kasę. Ta się na pewno znajdzie, kiedy słupki będą wysokie. Żeby jednak oderwały się od magicznego poziomu błędu statystycznego, program musi oferować coś więcej, niż tylko dobrą muzykę, bo ta nikogo przecież nie obchodzi. W kraju, gdzie Złotą Płytę dostaje się za sprzedanie 15 tysięcy egzemplarzy, a sztuka ta i tak udaje się tylko nielicznym szczęśliwcom, dobre piosenki, czujnie zagrane i fajnie zaśpiewane, nawet wsparte baletem z piórami w dupie, nie przyciągną przed ekrany telewizorów trzech czy czterech milionów ludzi. Musi być więc coś więcej niż tylko muzyka… Krew, pot i łzy? Powtórka z „Idola”? Nie sądzę, żeby Zbyszek Hołdys zgodził się na udział w czymś takim. A więc gwiazdy? No dobrze, ale polskie gwiazdy to Feel, Doda, Bajm, Kombii… Kto tam jeszcze? Maria Peszek i Ania Dąbrowskie mogą być już zbyt niszowe. Długo taki program nie pociągnie, ławka za krótka. A może twórcy „Hit generatora” chcą stawiać na młode talenty? Tych mamy przecież niemało. Wystarczy trochę poklikać w MySpace 😉

„Top of the Pops” miał głęboki sens. Od stycznia 1964 do lipca 2006 roku w programie emitowanym na antenie BBC (ostatni rok na smutnej banicji w BBC2), tydzień w tydzień występowały największe gwiazdy muzyki popularnej. Te, których single okupowały właśnie szczyty brytyjskiej listy przebojów, albo które przynajmniej nieźle rokowały, dzięki nieoczekiwanie wysokim debiutom. Ciekaw jestem więc, według jakiego klucza wyłaniani będą polscy uczestnicy „Top of the Pops”? Rynek singli u nas przecież nie istnieje, nie ma też żadnej względnie wiarygodnej listy przebojów, bo każde medium kroi sobie własną, pod target, reklamodawców, albo i pierdzistołków z zarządu. A więc OLIS, lista najlepiej sprzedających się w Polsce płyt? Uuuu, to jest szansa, że w „Hit generatorze” przez pół roku będziemy oglądać Feel, przez drugie pół Bajm… Powtarzam się? Sorry.

Wiecie dlaczego „Top of the Pops” zdechło? Pierwszy powód był dość oczywisty – dzisiaj młodzi ludzie, którzy chcą obejrzeć swoich ulubieńców w akcji, już nie włączają telewizora. Przecież mają internet. Powód drugi – okazało się, że gwiazdy muzyki, zamiast pchać się do kultowego „Top of the Pops”, zamiast grać i śpiewać, wolą w tym samym czasie… tańczyć, gotować, boksować albo fikać koziołki w innych programach. Krótko mówiąc, gdzie się nie obrócisz, dupa z tyłu.

PS. Twórcom „Hit generatora” oczywiście życzę, by mnie pozytywnie zaskoczyli formułą, a swoich mocodawców wysokością słupków. Jeśli przyjdzie mi odszczekać wszystkie powyższe wątpliwości, uczynię to z dziką rozkoszą.