Hardcore i taśma klejąca

Uff, w pięknym stylu odreagowałem walentynki, Eurowizję, audiotele i grypopochodną nudę. W uszach mi gwiżdże, ale jest dobrze. Bardzo dobrze.
Najpierw Small Things, czyli noise’owo-jazzowo-minimalistyczne trio z Michałem Bielą, Ściankowym basistą, w składzie. Czasem brzmiało to bardzo intrygująco, czasem nieco pretensjonalnie i nazbyt artystowsko, ale czekam na płytę. Na majspejsie napisali, że będzie wiosną i oby nie kłamali.
Potem Girls Against Boys. Głośno. Napotkany w szatni Biela twierdził nawet, że zbyt głośno, ale mi się podobało. Czasem fajnie dać sobie trochę podniszczyć słuch. Dwa basy dudniły niemiłosiernie w dole, a kiedy Janney przesiadał się na parapet było jeszcze ciężej. Głównie transowo, hipnotycznie, w średnim tempie, od czasu do czasu zrywali się do nieco skoczniejszych rytmów. To ta sama rodzina, te same wibracje, co Neurosis czy Helmet – więc jak tu ich nie lubić?
W pewnym momencie Janney chciał coś podkleić i sięgnął po taśmę. Zauważył to McCloud. – Widzicie, jesteśmy tacy starzy, że potrzebujemy dużo taśmy klejącej – rzekł do mikrofonu. Nie dziwię się. Od tych ich dudniących basów nogawki spodni furgotały mi jeszcze w taksówce, więc jeśli bawią się tak co wieczór, bez kilometrów taśmy klejącej dawno już rozpadliby się na drobne kawałki. Oczywiście, z wielkim hukiem.

PS. A właśnie! Agencja, która zorganizowała u nas koncerty Girls Against Boys na odwrocie biletu odgraża sie, że lada moment sprowadzi do Polski (mam nadzieję, że i do Krakowa) Pivot. Trzymam za słowo.