Fińska Demokratyczna Republika Metalowa

Nie widziałem finału polskich eliminacji do Eurowizji i nie żałuję. Dramatyczne zmagania Nataszy Urbańskiej z Isis Gee ominęły mnie, bo w olsztyńskim pubie Beczka spożywałem zupę gulaszową i piwo w towarzystwie pierwszego składu zespołu Vader, który zarzucił mnie wspomnieniami z czasów równie zamierzchłych, co bohaterskich. Chcecie próbkę?

Jest rok 1986, Katowice, pierwsza Metalmania. Jeden z muzyków Vadera podąża w stronę Spodka, gdy zatrzymuje go patrol ZOMO. Prowadzą go na posterunek. Tam wielki zomowiec, widząc bujną (jak na tamte czasy) fryzurę artysty, zwraca się do niego w te słowa:

– Wiesz, kiedyś jak widziałem takie długie włosy, to je obcinałem. Ale teraz już tego nie robię…

Tu muzyk odetchnął z ulgą. Nieco przedwcześnie.

– …teraz je kurwa wyrywam!

Dobre, co? Więcej podobnych perełek w książce, która ukaże się zapewne tuż po wakacjach. Ale wróćmy do Eurowizji. Otóż jeśli myślicie, że Finowie przed dwoma laty wysłali na konkurs formację Lordi w ramach kosztownego dowcipu, w ramach braku szacunku dla imprezy (a takie opinie, również podpisane przez kolegów parających się dziennikarstwem muzycznym czytuję regularnie) to pomyślcie jeszcze raz. Finowie wystawili Lordi, bo tak wygląda i brzmi muzyka pop w tym kraju. Od dobrych kilku lat listy przebojów niezmiennie okupują gwiazdy metalu i hard rocka (głównie lokalne, od HIM przez Apocalyptikę, Nightwish, 69 Eyes, Lordi właśnie, aż po Reverend Bizarre, Children Of Bodom i dziesiątki innych), a melodyjny metal stał się w Finlandii narodową specjalnością. Kiedy parę lat temu organizowałem liderowi Nightwish spotkania z dziennikarzami w Warszawie, przyszła również miła pani z fińskiej ambasady (nawiasem mówiąc okazało się później, że chrzcił ją dziadek Tuomasa, pastor), by złożyć artyście wyrazy szacunku. Wyobrażacie sobie, że polski dyplomata okazuje podobną atencję Vaderowi albo Behemothowi gdzieś tam, za górami i lasami? Finowie się swojego metalu nie wstydzą, bo po pierwsze wiedzą, że ci wszyscy spoceni oberwańcy z gitarami to świetna promocja dla kraju, a po drugie – wymierny dochód dla skarbu państwa.

Nie dziwujcie się więc, że Finlandię rok temu na Eurowizji znów reprezentowali metalowcy i że w tym roku nie będzie inaczej. Teräsbetoni do Lordi pod każdym względem daleko i z taką piosenką jak „Missä miehet ratsastaa” pewnie konkursu nie wygrają (chociaż ja esemesa wyślę, co mi tam), za to po takim występie kilkadziesiąt tysięcy płyt na starym kontynencie opchną. I o to chodzi, i tak trzymać.

Niech co Fińska Demokratyczna Republika Metalowa? Niech żyje!!!