W połowie lat 90. napisał do mnie typ z Rumunii. To było wtedy znacznie bardziej egzotyczne niż listy z Kanady, Brazylii, a nawet Malezji… Rumunia, really? To tam jest jakieś życie? Mają prąd? Znają metal? Okazało się, że owszem, znają. Zespół nazywał się Negura Bunget i grał black metal, bo niby co? Debiutowaliśmy mniej więcej w tym samym czasie, więc wymieniliśmy się płytami, a następnie uprzejmościami. Na tym się nie skończyło. Pomiędzy Duklą a Timisoarą zaczęły krążyć długie listy. Pisaliśmy o sprawach osobistych, ale też o kulturze, stereotypach, polityce, religii, filozofii… jak to wadzący się ze światem dwudziestolatkowie z prowincji 😉
Negru załatwił nam licencyjne wydanie „Dionysosa” w Rumunii, na kasecie, w wytwórni Bestial Records – mam gdzieś pamiątkowy egzemplarz. Próbował też zorganizować wspólny koncert Lux Occulta i Negura Bunget w Transylwanii, co nas oczywiście bardzo kręciło – ale nie aż tak bardzo, żeby się po prostu ogarnąć i pojechać.
Potem kontakt się urwał, każdy z nas poszedł w inną stronę, ale zawsze dobrze wspominałem człowieka, wiedziałem, że wciąż działa i trzymałem kciuki. A dziś przychodzi wiadomość, że Negru zmarł.
No i już, to wszystko.
I nie będzie zakończenia trylogii transylwańskiej, niestety… Fajny był z niego herbatnik, dobrze się z nim gadało i pisało…