Obozy niczyje

img_3533

Obawiam się, że przez tę okładkę wielu ludzi wyrobi sobie opinię o książce Marka Łuszczyny bez czytania. Trudno zresztą na jej widok nie przypomnieć sobie regularnych przepychanek z ignorantami z zachodnich mediów, którym „polskie” myli się z „na terenie okupowanej Polski”.
Tymczasem „Mała zbrodnia” (Znak Horyzont, 2017) nie jest głosem w tej sprawie. Zaczyna się tam, gdzie kończy się Holokaust – to opowieść o obozach zorganizowanych przez NKWD i polską bezpiekę tuż po wojnie, dla prawdziwych i wyimaginowanych wrogów narodu i nowego ustroju. To wspomnienie żaren historii, które mieliły nie tylko tych, co je jeszcze przed chwilą uruchamiali, ale i niemiecką ludność cywilną (niewinną lub – jak ujmuje to jeden z bohaterów tej wielowątkowej opowieści – winną przez swój konformizm), a także Żołnierzy Wyklętych, pokutujących za nieswoje grzechy Ślązaków czy wysiedlonych w ramach akcji „Wisła” Ukraińców i Łemków.

To temat trudny, politycznie niewygodny, niezależnie od tego, kto akurat jest w naszym kraju u władzy. Bo jak tu mówić o polskich obozach koncentracyjnych (nie mylić z obozami zagłady! – zagadnieniu precyzyjnej nomenklatury poświęcony jest jeden z ustępów książki), nie narażając się jednocześnie na zarzut rozmydlania odpowiedzialności za Zagładę (nie ma tu cienia takiej próby), szukania fałszywej symetrii (o tym też nie ma mowy), czy choćby dostarczania paliwa niemieckim rewizjonistom. Jak położyć na szali miliony ofiar hitleryzmu i niewspółmiernie mniejszą (niewartą wspomnienia?) liczbę tych, co zginęli po wojnie, w ramach systemowego albo i prywatnego odwetu? Tym bardziej, że przecież musiała być akcja, żeby mogła zaistnieć reakcja – sadystów z bezpieki też stworzyła rozpętana przez Niemców wojna. Czy wreszcie można pisać o polskich obozach, skoro po wyzwoleniu komuniści nie przejęli w kraju władzy w wyniku demokratycznych wyborów, ale zostali tu zainstalowani przez obce mocarstwo?

Autor dobrze zna i zawarł w swojej książce wszystkie te pytania, na niektóre z nich próbuje odpowiedzieć. Zdaje sobie też sprawę z tego, że nie wszystkich czytelników jego odpowiedzi usatysfakcjonują („Jak pierdolnie z lewej i prawej to pójdziesz do wymiany” – tak koleżanka po fachu ocenia temat reportażu i możliwe konsekwencje jego poruszenia) – ale brnie dalej. Uważa, że tak trzeba, że powinniśmy poznać prawdę, że pamięć może nas ochronić przed powtarzaniem błędów przeszłości. Przy czym rozsądnie nie domaga się tego w swoim imieniu („Kim on jest, żeby nas pouczać?!” – już to słyszę), ale cytuje „Korzenie totalitaryzmu” Hannah Arendt, relacjonuje jak z podobnym epizodem swojej historii (po)radzili sobie Czesi, przypomina słynny list biskupów polskich do niemieckich z 1965 roku… Jak mniemam wszystko po to, by jak najtrudniej było osadzić tę historię w kontekście doraźnych potrzeb polityki historycznej.

I tu wracamy do tytułu: mocnego, zwracającego uwagę, podkreślonego znakomitym projektem graficznym, ale jednak niezawierającego pytajnika. To zapewne pomoże książce na księgarnianych półkach. Wzbudzi kontrowersje, które prawdopodobnie przysłużą się sprzedaży, ale już niekoniecznie spokojnej, rzeczowej rozmowie na poruszane w „Małej zbrodni” tematy. Będzie awantura, będą wyzwiska, w jedną i drugą stronę fruwać będą oskarżenia o instrumentalne traktowanie historii, wybiórczą pamięć i działanie na szkodę polskiej racji stanu. Jestem jednak pewien, że i wydawca, i autor zdawali sobie sprawę z tego, że sieją wiatr, więc najwyraźniej uznali, że lepsza będzie burza niż przedłużająca się cisza.

Tak czy owak, warto. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że „Małą zbrodnię” dobrze się czyta, choć nie jest to uwaga o charakterze warsztatowym. Po prostu, jako nolens volens przedstawicielowi gatunku Homo sapiens, z trudem mi przychodzi przyjęcie do wiadomości, że ludzie byli do tego wszystkiego zdolni. Nie gdzieś daleko, w Azji czy Afryce. Nie dawno temu, przed wynalezieniem kultury wysokiej, protokołu dyplomatycznego i etyki indywidualnej. Tutaj, obok, przed chwilą. Ledwie pokolenie, dwa temu. Przecież jeszcze niedawno, parę lat temu i ofiary, i oprawców zdarzało nam się mijać na ulicach. Może i dziś się zdarza…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s