Zespół Neolith obchodzi właśnie 25 urodziny. Jeśli wiesz, o co chodzi, to z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że jesteś metalowcem po trzydziestce, zaangażowanym nie od dziś w rodzimy underground i albo się znamy, albo mamy wspólnych znajomych.
Bo Neolith to fenomen. Wytrwać ćwierć wieku robiąc większą lub mniejszą karierę, żyjąc z muzyki, albo przynajmniej czyniąc z tego znaczną część domowego budżetu – to godne szacunku, ale zrozumiałe. Rozbłysnąć niczym supernowa, być one-hit wonder, a potem przez całe dekady karmić się złudzeniami, że uda się to powtórzyć – tu już nie zaszkodziłaby konsultacja lekarska, ale w sumie da się zrozumieć. Ale 25 lat pod górkę, dorzucając do interesu, odbijając się od większych lub mniejszych murów – to już kompletne szaleństwo.
Poznałem chłopaków zbyt dawno, żeby to mogła być prawda, w czasach kiedy rozrabialiśmy całymi hordami – metalowcy, punki, hipisi, skini i pospolite łobuzy – w Bieszczadach. Mieliśmy po 20 lat i nasze życiowe plany oraz ambicje nie sięgały dalej niż to, skąd wziąć parę złotych na tanie wino i ciepły posiłek (pomagały głównie pannice z dobrych domów, które po raz ostatni w życiu dały się namówić rodzicom na wspólne wakacje – więc a) miały kasę, b) towarzystwo długowłosych obdartusów było dla nich pożądaną odmianą). Neolith – wówczas rezydujący w Lesku – był tam właściwie u siebie, więc chłopcy służyli nam często za przewodników po skomplikowanym świecie bieszczadzkiego survivalu. 🙂
Jednak przede wszystkim połączyła nas muzyka. Oni byli bardziej death/doom, my – jako zespół o parę lat młodsi – bardziej black. Ale to niuanse, w gruncie rzeczy zaczynaliśmy w podobnym miejscu, czasie i chodziło nam mniej więcej o to samo. Spotykaliśmy się w studiu nagraniowym – sanockie Manek Studio zasługuje nie na osobny wpis na blogu – ale na książkę 😉 – i na koncertach, ale nam szybko zaczęło żreć, a Neolith żarło umiarkowanie. My wydawaliśmy płytę za płytą, grając koncerty przed dużą publicznością, w różnych fajnych miejscach – a oni walczyli ze zmianami składu, wydawali sobie rzeczy sami (albo u takich wydawców, że lepiej byłoby, jakby jednak sami…), nie grali zbyt wielu koncertów, ciągle wiatr w oczy.
Nas szlag trafił w 2001, a oni ciągle parli pod górkę i pod wiatr. Nie tyle nawet oni, co on – bo ten zespół nie przetrwałby, gdyby nie wściekły, czasem wręcz irracjonalny upór Leviego, wokalisty grupy. Ale kto powiedział, że artysta ma być racjonalny?
Oczywiście, to nie tak, że Neolith był wspaniały, a zły świat się na nich nie poznał. Brutalnie rzecz ujmując, długo nie wyróżniali się niczym spośród setek podobnych, aktywnych wówczas zespołów. Dokonywali złych wyborów. Upierali się przy złych pomysłach i wciąż im się to zdarza – ja wiem, Levi, że symbolika, że konsekwencja, ale tytuł płyty „Izi.Im.Kurnu-Ki” to naprawdę zbyt duże wyzwanie dla potencjalnych słuchaczy 😉 Powiecie, że to szczegół? Może i tak, ale mamy do czynienia z muzyką z piekła rodem, a jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.
A jednak, Neolith przetrwał 25 pieprzonych lat – pamiętam, jak oglądałem w telewizji koncert z okazji 10-lecia Kombi i podziwiałem muzyków, że są tacy starzy i jeszcze im się chce – i co najzabawniejsze, nie odcina dziś kuponów od dawnej świetności (bo nie ma od czego), ale gra najlepszą muzykę, jaką grał kiedykolwiek!
Tak, to jest niespodziewany zwrot akcji na koniec tego wpisu: wspomniana już powyżej płyta „Izi.Im.Kurnu-Ki” (ech), wydana w 2015 roku, to bez wątpienia najlepszy materiał Neolith. I nawet choć to nienajlepsze czasy dla takiej muzyki – pompatycznego, z lekka kosmicznego, ale chyżo galopującego black/death metalu – jestem przekonany, że gdyby wydali to pod inną nazwą, w innej firmie, chwaliłoby się, cmokało… Cóż, egzystując 25 lat na scenie zyskujesz nie tylko szacunek – kolekcjonujesz również wyobrażenia na swój temat. Jestem pewien, że wielu ludzi nie sięgnęło po „Izi.Im.Kurnu-Ki”, bo to Neolith, a po Neolith to oni wiedzą, czego się spodziewać.
Z okazji urodzin życzę więc zespołowi Neolith tego, żeby ich ostatnia płyta dotarła do ludzi, do których dotrzeć powinna. Oraz tego, żeby wszyscy w dobrym zdrowiu przetrwali imprezę jubileuszową, która odbywa się dziś w Krośnie – z Furią i Ragehammer w roli striptizerek wyskakujących z tortu. Ja pewnie nie dojadę, ale byłem na piątych urodzinach Neolith w Lesku i wystarczy mi wrażeń do końca życia. 🙂