I ja tam byłem, ciasto jadłem, kawę piłem. Przy wodospadzie przez pół godziny gapiłem się z klifu na brzeg, na którym Pete znalazł owinięte w folię ciało Laury Palmer. Spacerowałem po śladach agenta Coopera, szeryfa Trumana i – oczywiście – Audrey Horne. Dałbym sobie rękę uciąć (jak Mike!), że raz czy dwa kątem oka dostrzegłem znikającego za węgłem Boba, ale równie dobrze mogła to być jakaś wracająca z popołudniowych zakupów starsza pani…
„Twin Peaks” to dzieło wybitne – nie będę się teraz na ten temat rozwodził, bo po pierwsze poczyniłem to właśnie na łamach tygodnika „Polityka” (wersja papierowa od wczoraj w kioskach), a po drugie, mądrzejsi ode mnie już sto razy rzecz przeanalizowali i opisali. Napiszę za to, że pierwsza emisja „Twin Peaks” była dla mnie – i wielu moich rówieśników – doświadczeniem formacyjnym. Nie chodziło wyłącznie o to, że w arcyprzaśniej wówczas TVP pojawił się wreszcie aktualny, dobry amerykański serial, ale o to, że wtedy właśnie znaleźliśmy się – jak mieszkańcy Twin Peaks – pomiędzy dwoma światami. Między naiwnym dziecięctwem, a brutalną i grzeszną dorosłością. Między znanym i nudnym światem peerelowskiej prowincji, a wielką niewiadomą nowej Polski, równie kuszącą, co niebezpieczną. Soundtrackiem do naszego gwałtownego dojrzewania były sugestywne snuje Badalamentiego. Naszym tajnym kodem – obrazy i strzępy dialogów z serialu. Nasze zmysły pracowały na pełnych obrotach, wyobraźnia fikała koziołki i ekstrawagancje serialu nie wydawały nam się dziwne, ani głupie – my też tak widzieliśmy świat.
Poza tym, mieszkałem w Dukli. Miasteczku, które przypominało Twin Peaks nie tylko wizualnie, ale również dlatego, że za sielankową fasadą ukrywało sporo mrocznych tajemnic. Tylko Jednookiego Jacka w okolicy nie było – a już na pewno nic o tym nie wiem 😉
Cieszę się, że „Twin Peaks” powróci w 2016 roku. I tą swoją radością dzielę się ze wszystkimi, którzy chcą czytać lub słuchać (dzisiaj o przed szóstą rano entuzjastycznie tokowałem o „Twin Peaks” w TOK.FM, tu zapis rozmowy).
Davidzie, Marku – nie spieprzcie mi tego.
Zgadzam się z przedmówcą http://polskaludowa102.blogspot.com/2014/05/znaki-szczegolne.html
„Davidzie, Marku – nie spieprzcie mi tego”. HOWGH I AMEN!