Scott walks alone

No ja rozumiem, że Scotta Walkera nie ma w radiu, ani telewizorze. Rozumiem, że to muzyka niezbyt przyjazna słuchaczowi i niełatwa w odbiorze. Nawet to, że sobota, w samo południe, to dziwna pora na kino. Ale żeby na projekcji dokumentu „Scott Walker – 30 Century Man” Stephena Kijaka, w ramach festiwalu Off Camera, zjawiły się trzy osoby?!! A ja idiota przybiegłem do Alchemii wcześniej, bo bałem się, że miejsca nie będzie, że się nie wcisnę.

Co jest z wami, ludzie? Na byle koncert muzycznych analfabetów z zagranicy walicie drzwiami i oknami, a tutaj nic, ani dudu? Rozumiem, że Walkera nie rekomendował ostatnio żaden opiniotwórczy portal o muzyce alternatywnej, nie przetoczył się owczym pędem przez blogi, więc nie warto sobie dziadem głowy zawracać… A może wszyscy już sobie dawno film ściągnęli, obejrzeli i dlatego im się z domu wyjść nie chciało? Mam nadzieję, że właśnie tak było.

Sam film świetny. Pouczający i poruszający. Na granicy hagiografii, ale na szczęście po tej zdroworozsądkowej stronie. Przed seansem byłem fanem jego muzyki, teraz z nabożną czcią chylę czoła przed postacią. Scott Walker jest gigantem. Pal licho, że nieco pokręconym – jest wielki! Mi nie musicie wierzyć, ale producentem filmu był David Bowie, który również wystawia Walkerowi laurkę przed kamerą. Podobnie jak Brian Eno, muzycy Radiohead, Jarvis Cocker, Johnny Marr, Goldfrapp… wszyscy zachwyceni i onieśmieleni, bo nienawykli do stania w cieniu osobowości i talentu, z którymi nie tylko trudno im się zmierzyć, ale które nawet trudno im zrozumieć.

Swoją drogą, marzy mi się, by któryś z polskich festiwali – Sacrum Profanum? Unsound? A może PPA? – sprowadził koncert, z materiałem z „Tilt” i „Drift”, który dwa lata temu grany był w Barbican. Sam Walker, choć nadzorował przedsięwzięcie, co jest gwarancją najwyższej jakości, na scenie niestety się nie pojawił. I podobno nie zamierza, boi się publiczności. Sądzę, że bezpodstawnie, bo dzisiejszy seans filmowy dowiódł, że to artysta, na którego koncert nie zabłądziłby nikt przypadkowy.

8 thoughts on “Scott walks alone

  1. Inna historia. Kilka dni temu we Wrocławiu na spotkanie z Rotting Christ przyszło na oko dziesięć osób. Kilka godzin później na koncert – na oko pięćdziesiąt razy więcej. Ale przyczyna tego jest znana – niedoinformowanie ludu.

    Może gdybyś napisał o projekcji, zanim do niej doszło… 😉

    • Pan Jarek nie napisał wcześniej, bo przecież wspomina w swoim tekście, że obawiał się, iż nie znajdzie się dla niego miejsce. Miał zmniejszać swoje szanse? 😉

      • Pan Jarek nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak potężną władzą nad umysłami sprawuje… gdy napisał o pokazie tego zacnego filmu dokumentalnego o historii polskiego metalu (którego tytuł oczywiście wyleciał mi z głowy w kluczowym momencie), to udało mi się zająć miejsce siedzące chyba tylko dlatego, że pomyliły mi się godziny i przyszedłem o godzinę za wcześnie… oczywiście dowiedziałem się o tym tylko dlatego, że zaglądam tu chyba częściej niż do własnego maila 😉

  2. @matziek – no tak, mam nadzieję, że emisja w Planete wszystko wyjaśnia, bo byłem mocno przerażony totalnym brakiem zainteresowania. A to DVD to niby w PL też jest? Bo że jest na świecie to akurat nic nie zmienia…

  3. film był też na erze we wrocławiu bodaj dwa lata temu – i pamiętam że cieszył się całkiem sporym zainteresowaniem

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s