Tęższe niż moja głowy rozstrzygają, czy ludobójstwo, czy nie ludobójstwo, więc ja się w tę polityczno-historyczną awanturę ani myślę mieszać. Tym bardziej, że właśnie skończyłem lekturę książki „Biała gorączka” Jacka Hugo-Badera i – nie pierwszy raz w życiu – dochodzę do wniosku, że próba mierzenia Rosji, czy jeszcze bardziej Związku Radzieckiego, naszą współczesną, XXI-wieczną, zachodnią, cywilizowaną miarą to próba rozpaczliwa, z góry skazana na niepowodzenie. I nie chodzi mi o to, że nie trzeba mówić prawdy, czy domagać się rozliczeń. Oczywiście, że trzeba. Ale przede wszystkim trzeba próbować zrozumieć (choć to chyba nie jest do końca możliwe), albo przynajmniej poznać (możliwe, choć wymaga wysiłku) Rosjan, którzy są nam tak bliscy i tak nieskończenie dalecy zarazem. Bo to, co znamy, nie jest już tak straszne i groźne…
Hugo-Bader poznał Rosję jak mało kto. Jak niewielu Rosjan. Pływał na jakiejś łupinie po Bajkale, gazikiem przejechał Syberię zimą (zaiste, jest on hardkorem!), oglądał blizny po nerkach sprzedanych za grosze, buszował po śmietnikach z moskiewskimi żulami… Rzadko ocenia to, co widzi, ale zarazem nie próbuje być na siłę przezroczysty. „Biała gorączka” to opowieść przefiltrowana przez jego głowę, serce i wątrobę. Opowieść przerażająca, ale zarazem urzekająca jakimś smutnym pięknem, bo traktująca o świecie, który jest endemiczny niczym żyjątka w Świętym Morzu Syberii i który na oczach reportera rozpada się na kawałki, umiera, zmienia. Zwykle na gorsze. Prawie zawsze na gorsze. To epitafium dla pięknej kultury zatopionej, niczym muszka w bursztynie, w oceanie alkoholu. Opowieść o świecie, w którym człowiek bywa szlachetny, dobry i mądry, ale ludzie są zawsze głupi i źli. Po lekturze „Białej gorączki” moja niezdrowa fascynacja Rosją, połączenie zachwytu z lękiem, jeszcze się wzmogła i nie wiem, czy mam za to Hugo-Baderowi dziękować, czy go przeklinać.
PS. Koniecznie sięgnijcie też po „W rajskiej dolinie wśród zielska”, zbiór wcześniejszych reportaży Hugo-Badera z byłego ZSRR, w tym przypadku raczej z Kaukazu i okolic, niż dalekiej Północy i jeszcze dalszego Wschodu. Póki co szukajcie raczej wśród znajomych, na allegro i w bibliotekach, bo wznowienie dopiero w lutym 2010.
Książka piękna, przeczytałem na jednym oddechu i zakochałem się w tym kraju. Najpiękniej a zarazem najsmutniej opowiada Hugo-Bader o ludzie Ewenków.” W rajskiej dolinie…” ciężko gdziekolwiek dostać, na Allegro książka cenowo dochodzi do 100zł, więc jakiś tam szał jest. Nie pozostaje nic innego tylko czekać do przyszłego roku (a miała być w tym na jesień!) na ponowne wydanie.
Swietna rzecz, robi mocne wrazenie i pozostawia slad. Chce pojechac do Moskwy i St.Petersburga w przyszlym roku
jacek Hugo-Bader aż sięzapomina w swoich fascynacjach, opisywał, że gdy chciałsię upodobnic do moskiewskich żuli, założył najgorsze znalezione ciuchy, i jeszczewytarzałsię w rynsztoku, żeby być prawdziwszym. Albo sam fakt, czemu jechał gazikiem, skoro biznesmen polski ofiarował mu jakieś terenowe cacko, on argumentował, że nikt mu nie uwierzy, nikt nie porozmawia, jak podjedzie do kołchozowej wsi czarnym terenowym BMW.
troche jak Mickey rourke, one też przeginał w swoim aktorstwie, brał sterydy na potrzeby roli kreowanej, bił się, itp.
niesamowite poświęcenie.
jerusalem – Mam nadzieję, że naprawdę zrobi się jakaś moda na JHB. Dzięki temu łatwiej mu będzie znaleźć sponsorów / zaliczkodawców na kolejne wyprawy. Bo ten rodzaj dziennikarstwa to wymierająca dziedzina – kosztuje fortunę, a teksty późno stosunkowo niewiele i nic o celebrytach.
Guova – wydaje mi się, że z tym terenowym cackiem wykazał się raczej rzadką przytomnością, niż zapomniał. to, że nędzarze z syberyjskich wiosek mniej by mu ufali – może to prawda, może nie… o potencjalnych złodziejach też nie wspomnę, ale czy superwypasiona terenówka na pewno przetrwałaby tę trasę? wystarczyłaby jedna usterka, np. elektroniki – kto i gdzie by mu to naprawił?