Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że pierwsza edycja Selector Festival spotka się ze znikomym zainteresowaniem ze strony publiczności. Po pierwsze, Kraków to trudne miasto. Po drugie, konkurencja mocna – zarówno w samym mieście (darmowa impreza w Nowej Hucie w piątek, tani Kult w sobotę), jak i poza nim (przed chwilą Kylie i mnóstwo innych imprez okolicznościowych, w ten sam weekend Global Gathering w Poznaniu). Po trzecie, bilety drogie. Po czwarte, gwiazdy zacne, ale w Polsce niezbyt mocno ograne i opisane. Po piąte, obrzydliwa pogoda od tygodnia z okładem. I tak dalej, i tak dalej… tłumaczyłem dzisiaj znajomemu, kilka godzin przed imprezą. Pomyliłem się i dobrze mi z tym, bo trudno się nie cieszyć z tego, że fajna muzyka ma jednak u nas sporo fanów. Języki obce w kolejkach po napoje i pod sceną dowodzą, że i turyści dopisali. Tym lepiej. Niech przyjeżdżają do nas na festiwale, my już się dość do nich najeździliśmy.
Numerem jeden pierwszego dnia był dla mnie Dizzee Rascal. Świetne podkłady, mocne i hałaśliwe, jeszcze lepszy flow głównego bohatera i bardzo dobry kontakt z publicznością. Fisherspooner? Sporo działo się na scenie – jakieś lustra, neony, balety, roznegliżowane laski i panowie z fluorescencyjnymi krawatami – ale muzyka, o ile w miarę podoba mi się z płyty, na koncercie nużyła. Röyksopp chyba nieźle, ale byłem już tak padnięty, że wytrzymałem raptem dwie piosenki… Zgodnie z przewidywaniami największy szał był na Franzu. Nie dziwię się, bo koncert bardzo energetyczny, refreny chwytliwe, rytmy proste i skoczne. Szkoda tylko, że cały repertuar zespołu to właściwie wariacje na temat jednej, no może dwóch piosenek. Gdyby istniała sprawiedliwość na świecie, zamiast Franza Ferdinanda oglądalibyśmy dzisiaj Fratellis – grają podobnie, ale są bardziej zadziorni, mają lepsze piosenki i bardziej imprezowe refreny, a przy tym lepiej radzą sobie na scenie. W Anglii mają fanów, ale poza nią jakoś się nie przebili. Szkoda.
A co do grzywki Kapranosa – kiedy ja miałem podobną (środek podstawówki) i podobnie wchodziła mi do oczu, mama mówiła, że nieładnie odrzucać ją takim łobuzerskim szarpnięciem głowy. Alexowi widać nie miał kto o tym powiedzieć, bo głową potrząsał, a dziewczęta piszczały. Jakbym wtedy wiedział, że to tak działa na płeć piękną, może udałoby mi się mamę przekonać, żeby mi grzywki nie ścinała…
„darmowa impreza w Nowej Hucie w piątek, tani Kult w sobotę”
festyn w Bujakowie, Dni Sołtysa w Piździchowie. No i cała setka innych darmowych imprez odbywających się w tym czasie, w całej Polsce. a co do powodzenia imprezy to wystarczyło prześledzić wszelakie fora muzyczne, by wiedzieć, że impreza cieszy się od początku dość dużym zainteresowaniem. to pisałem, ja, ten, który nie był, z braku funduszy…
nie zawsze zainteresowanie na forach przekłada się na frekwencję, ale tak czy owak, powyżej przyznałem, że się w swych ostrożnych prognozach myliłem. jeśli chcesz mogę oczywiście przynać się jeszcze raz i znowu…
chociaż akurat co do Ciebie się nie pomyliłem, jesteś w kategorii „po trzecie, bilety drogie” 🙂
Ciekawa sprawa z tym Dizzeem. Jak go widziałem parę lat temu, to raczej żenujący spektakl odwalił, podskakując do znanych piosenek rockowych.
A wczoraj naprawdę dał popis. No i były dwa covery, które bardzo ładnie się sprawdziły – „Paper Planes” i „That’s Not My Name” ;d
„Paper Planes” bardzo ładnie, to fakt, a „That’s Not My Name” jakimś cudem przegapiłem. Czyli albo grał na samym początku, albo jak akurat szedłem zadzwonić telefonem. Pech
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6695099,Selector_Festival__Haniebna_profanacja_Krakowa_.html
ty szatanisto ty 😉
(jakby darcie się w metalowej kapeli było mało 😀 )
No właśnie chciałem to tu wrzucić 🙂 Widać miejsca, w których pojawia się Pan Redaktor, od razu nabierają szatańskiego charakteru 😉
no właśnie – nie było tam beretów z RM groźnie wymachujących parasolami przed bramkami wejściowymi ? 🙂
Pingback: Szatan Techno w Krakowie « notes|brochy
tak szczerze : zainteresowanie na forach to jedno, a uczestnictwo to drugie. Sam widzę, po forach jak to ludzie krzyczą : „OOO gra XXX!! Będę „, a potem jestem sobie na takim koncercie, a tu pusto…;]
Bilety drogie? Kpina! Normalny koncert FF kosztowałby ze 100 PLN. A to jest festiwal przeca. W zasadzie bilety na koncerty większości artystów z dużej sceny byłyby w przedziale 50-100 PLN.
Ale ja nie pisałem, że bilety za drogie, tylko że drogie – nawet jeśli festiwal byl tego wart (a pewnie był), nie każdemu tak łatwo z dwóch stów wyskoczyć. Ale FF solo za 100 złotych to już za drogo 🙂
drogo to na jane’s addiction w pierwszym sektorze jest.
Wątek Fratellis vs FF mnie zadziwił. Franz może i jednostajnym jest, ale na ich koncert składały się same hity. Fratellis hitów mają ze trzy może, w porywach do czterech, a ich płyty są tylko i wyłącznie poprawne. Fratellis zawsze kojarzyli mi się z idealną oprawą muzyczną na szkocki piwny festyn, co oczywiście ich nie dyskredytuje, a wręcz przeciwnie. Ale jednak Franz to zupełnie inna liga wykonawczo-koncertowa.
Pełna zgoda – Fratellis są bardziej festyniarscy, biesiadni, obciachowi – you name it. I już na pewno nie są tak ładni, ani wystylizowani jak FF. Ale nic na to nie poradzę, że bardziej mi robią, niż FF, szczególnie – i właśnie o to chodzi – na koncercie. Wiem, że wywołując temat FF vs F wszedłem na grząski grunt i nie mogę liczyć na masowe poparcie, ale co tam, puszczę sobie „Chelsea Dagger” i będę niezwyciężony 🙂