Pivot, jako żywo!

Przedziwne rzeczy się dzieją. Od kiedy jestem bezrobotny, zupełnie na nic nie mam czasu. Na przykład na bloga… Mam jednak za sobą tak piękny i intensywny długi weekend, że wstyd byłoby nie pozostawić tu po nim śladu.

Najpierw Wrocław. Drugi weekend Asymmetry Festival. Bardzo interesujące muzyczne historie, ze szczególnym wskazaniem na Dälek (duże, czy jak kto woli, grube zło!), Blindead (państwo w niczym nie ustępowali gościom z zagranicy), Minsk (bardziej psychodelicznie niż się spodziewałem, ale to oczywiście lepiej) i Mamiffer (choć jak już się w to wkręciłem, to skończyli, szkoda). Jeszcze bardziej interesujące historie towarzyskie. W tym piękne sobotnie popołudnie na skąpanym w wiosennym słońcu wrocławskim rynku, które upłynęło wśród piw, mięsiw wszelakich i rozważaniu o zawodach nieistniejących, choć niezbędnych. Pozdrowienia dla wszystkich musztardziarzy (szczególnie dadaistów i reprezentantów szkoły weneckiej), zasadzaczy, dogazowywaczy i cedzaczy tego świata!

Dzisiaj w Krakowie, w Alchemii koncert Pivot. Trudne panowie z Australii mieli zadanie, bo oczekiwałem od nich koncertu roku – i cholera, nie zawiodłem się. Póki co, niczego lepszego w 2009 roku nie widziałem i nie słyszałem. Po prostu rozwalili mnie na kawałki i przed Morrisseyem, Bad Brains, Animal Collective czy Spiritualized stoi nader trudne zadanie. Pivot to takie dość nietypowe power-trio. Zwierzę za perkusją – potężne uderzenie, niewiarygodna punktualność i wyobraźnia. Bardzo czujny człowiek obsługujący gitarę, basówkę i klawisz, od czasu do czasu też dający odgłos paszczą. Oraz równie czujny człowiek z samplerem i laptopem. Świetnie zgrani, a do tego pięknie komunikujący się, nawet w pełnym galopie. Czasem brzmieli jak jam session Kraftwerka z Sonic Youth, to znów jak Primus wspomagany przez Jeana Michaela Jarre’a. Albo Nine Inch Nails bez kantów. Albo Battles, którzy nie stronią od melodii. No dobra, brzmieli jak Pivot. Cieszę się, że złapałem ich w takim malutkim klubiku, dosłownie na wyciągnięcie ręki, bo kiedy następnym razem przyjadą do Polski, już pewnie swojej publiczności w Alchemii nie zmieszczą. Czego sobie i państwu życzę.

Trochę nadwerężyłem zdrowie na tych wszystkich atrakcjach. Gardło boli. Nie cieszcie się piosenkarki, to nie świńska grypa. Przeziębienie ledwie. Idę sobie zrobić herbatę z miodem i z cytryną.

11 thoughts on “Pivot, jako żywo!

  1. za dużo tych zimnych piw na skąpanym w słońcu ryneczku i stąd przeziębienie – jaro.slavie – nie te lata już hehe

    a Pivot nigdy nie słyszałem zatem dziękuję za tą reklamę :]

  2. no wrocławskim rynku byle musztardziarz pracy nie dostanie! chciałabym tez z tego miejsca pogratulowac Ci gosposi, gdyż dzielnie dbała o to by na imieninowej uczcie niczego nam nie brakowało! No i Ciebie pozdrawiam serdecznie, miło było Cie poznać Jarku:)

    • Mi również było miło Ciebie poznać, a gosposia owszem, niczego sobie 🙂 Chociaż wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad kunsztem cedzacza.

  3. Ja niestety z racji pracy i mieszkania z dala od stolicy musiałem wybierać między Pivotem a Antonym. Wybrałem drugi koncert. Mam nadzieję, że Pivot szybko wróci do Polski.

    • Rozumiem, gdyby nie to, że widziałem Antony’ego z LSO jesienią, sam bym pewnie dokonał podobnego wyboru. Gdybym musiał. Ale nie musiałbym, bo Pivot na szczęście grał też w Krakowie, 15 minut piechotą od mojego domu

Dodaj odpowiedź do szubrycht Anuluj pisanie odpowiedzi